Najnowsze wpisy, strona 25


Jeden dzien przed okresem
Autor: mruczanka
01 marca 2004, 21:23

Były pyszne placuszki ziemniaczane dziś na obiad-poezja smaku... I wclae na nie nie zasłużyłam swoim buczeniem, zmiennym nastrojem, łakaniem, narzekaniem i zrzędzeniem..A już na pewno nie rzucaniem ścierką :).. Ale dostałam pyszne placuszki-bo mi się zachciało..zamarzyło...I Kochanie upiekło rumiane, pachnące, smakowite!!! Obiad był pychotny.. Ale chyba muszę pomyśleć o areobiku..:)) Co tu robić, gdy Żona tak smacznie gotuje? No i kupiła pączka większego niż talerz..i zjadłam  na deser przed obiadem..

P.S. No.jak już pomarudziłam przez pół dnia w łózku, to pod wpływem Kochaniutkiej zdołałam zupę ugotować..

Teraz idę do pracy..dużo mi zostawili jak zwykle do roboty papierków..Potem zajrzę do Was. Pa-pa

Shape
Autor: mruczanka
29 lutego 2004, 17:38

A jaki jest Wasz ulubiony "skrawek" Waszej Ukochanej lub Wymarzonej Osoby?... Oczywiście, że kocha się całe ciało..Że kocha się przede wszystkim osobę-w całości.. Ale nie o to mi teraz chodzi...

Ja uwielbiam: miejsce, tuż za uchem..linię gdy kończą się włosy na karku....Kładąc tam swój policzek-czuję swoje miejsce na ziemi...Kocham piersi..uwielbiam! Zboczeniec jestem-zawsze do Żonki mrugam i błagam o wyrozumiałaść:))) Że taki zboczeniec ze mnie:))..i linię jak się kończy posladek i zaczyna udo...

Chi-chi....lub hi-hi..A Wasze ulubione miejsca??

Bez tytułu
Autor: mruczanka
27 lutego 2004, 18:12

Kurwa, kurwa, kurwa mać !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Bez tytułu
Autor: mruczanka
25 lutego 2004, 07:35

Niekończąca się opowieść.

Mam guza.

Ale w sumie przerobiłam wszystko z Żoną. Teraz już wiem, jak wygląda szpital. Jak wygląda wszystko.

Gdybym tylko jeszcze wiedziała co to za guz. A nie wiem. Dowiem się jutro.

Szczęście jest ulotne, bo człowiek jest jak piórko, które może zwiać byle podmuch.

Guz na szyjce...

Be careful. Somebody's watching us.
Autor: mruczanka
23 lutego 2004, 02:31

Krótki dzień. Do połowy przespany. Długa noc-nocny dyżur w pracy. Sennie, zimowo.

A w pracy u mnie było gorąco. Żona wracając do domu ze swojej-wstąpiła do mnie. Miało nikogo nie być. Wszystkich telepatycznie wygoniłam. Obwąchiwałam własnie ten specjalny skrawek-między Jej uchem, a linią włosów,  gdy jak spod ziemi pojawił się kolega. Szlag by to trafił. Takich co się pojawiają nieproszeni. Co potem plotkują. Fantazjują na temat czyjegoś życia.

Chcę już do domu!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Chcę dokończyć.

 

 

Zaćmienie
Autor: mruczanka
21 lutego 2004, 14:37

Od kilku już lat nie przeszłam częstej u mnie wcześniej fascynacji-a teraz totalnie mnie zaćmiło. I mam pozwolenie od Żonki, która  jest również zafascynowana. Głosem i "całokształtem" :) Ani Dąbrowskiej...Iv, zdaje mi się że Ty też, prawda?

Bez tytułu
Autor: mruczanka
21 lutego 2004, 12:26

Bardzo mnie stresuje, gdy po długiej nieobecności chcę streścić w pamiętniku to wszystko, co się wydarzyło, nie ujmując żadnemu wydarzeniu, żadnej ważnej chwili-piękna, magii i uroku.

A jako, ze życia nie da się schwytać w słowa, brzuch mnie boli.. Gapię się w ekran od paru godzin, zachłyśnięta, rozedrgana i nie mogę się zdecydować co pominąć, co opisać, jak zebrać-to, co istotne.

Te dni były piękne. To zdanie szumi mi w głowie i wzrusza. Były piękneee.

Co nie znaczy, ze radosne.

Były ciepłe, wypełnione bliskością, troską, mruczeniem przy uchu. Mniej było mówienia, więcej rozmów...Spojrzeniami, dotykaniem..rozmowy, rozmowy.Z odległości mniejszej niż na wyciagnięcie ręki. Jakbyśmy się zrosły.

Musiałam pilnować tego ciała, które cięto, szarpano, zszywano. Ciała blizszego mi niż moje własne. I tak nie umiałam zachować się z klasą..tzn. powstrzymac się od łez. Aż wstyd, bo przez trzy dni non-stop w domu ledwo na Nią spojrzałam-uciekałam do kuchni, albo cos

„poprawiałam” na dywanie..W szpitalu trzymałam się tylko w trakcie operacji, ale to dzieki temu, że byłam w szoku. Dostałam paraliżu. W głowie totalna histeria a ciało niby zmrożone i strużki potu.

Nikogo nie trzymali tak długo. Przed nami były dwie osoby-i u jednej pani wykryli złośliwego. A potem weszła Misia.

Najtrudniej mi było zgodzić się na pozostanie za zamkniętymi drzwiami sali operacyjnej. Na nie branie udziału. Część mnie samej musiałam oddać obcemu lekarzowi i ufać, że zwróci mi ją, nie robiąc krzywdy.

Żona była bardzo dzielna. To wspaniała dziewczyna. Niezwykła kobieta.

Śledziłam każdy ruch na smudze swiatła spod drzwi sali. Jakby te cienie były łacznikiem. W wyobrażni trzymałam Moją Laleczkę za rękę.

Wiecie co? Jestem okropna. OKROPNA. Operacja BYŁA KONIECZNA. Guz był DUŻY. GŁĘBOKO. A ja i tak, mimo ze z opowieści Żony-zarówno chirurg, jak i asystentki byli w porządku i bardzo starali się stworzyć luźną atmosferę-chciałabym ich zatłuc. ZATŁUC.

Bo nie mam na kim wyładować strachu, lęku, żalu. RUSZALI MOJĄ ŚWIETOSĆ. Rozebrali tę chudzinę, to najcieplejsze, najpiekniejsze, pachnące niebem ciało. Oglądali to, co nalezy do mnie. Ustroili w szpitalny fartuch, dotykali, INGEROWALI, cięli, szyli. Moją Pierś. Piersiątko. Ukochane. Uwielbione. Czczone. Strzeżone zazdrosnie.

Ratowali Jej życie.

Ja nic nie umiałam zrobić.

A jednak wepchali łapy w moją intymność. Aż mi słono w ustach było.

Pieprznieta jestem ?Nie wiem..nie wiem....

Ale gdy wyszła z sali operacyjnej-wszystko to ucieko z głowy, cały egoizm zniknął. Była tylko Ona. Ona. Co powie. Jak popatrzy. Co czuje.

Miała czerwony policzek i czerwone uszko. Była bardzo, bardzo biedna, obolała, w szoku.

Zabrałam ją do domu i próbowałam naprawić szkody. Przegnać wszystkie strachy. Nie dopuścić do większego bólu, zwątpienia, smutku.

Zrosłam się z Żonką.

Stałam się kurą domową i bardzo mi to odpowiadało. W ogóle-skakanie wokół Żony- to jest

to, co mnie najbardziej uszczęśliwia. Gdyby tylko była zdrowa..Mój Skarb.

Oczywiście lalunia nie byłaby soba, gdyby mnie nie wypchała na dwa ostatnie dni urlopu w odwiedziny do rodziców..Dawno ich nie widziałam, babci tez, a jak ich długo nie widzę, to dostaję doła. Przywiozłam od nich cztery torby sprzętu kuchennegoJ)) Filiżanki, talerze, tłuczki, deseczki, ubijaczkę, garnki. Teraz to dopiero będę się realizować w kuchni J)

Gdyby nie to, ze w środę będą wyniki z wycinka....Ale nie mogę o tym mysleć. Nie mogę.

 

Ale ja nie dam Mojej Żonie krzywdy zrobić. Poruszę Niebo i Ziemię. Wybiorę się do samego pana Boga.

 

 

Wczoraj wróciłam do Naszego Mieszkanka cała stęskniona i wygłodniała Żonki.

A dzis Moja Czarodziejka tak pieknie wyglądała nad kołderką, że przeklinam ten dzień-zmarnowany w pracy...Wolałabym masować stópki Mojej Pańciuni...

A Żona zawsze powtarza, że to ona jest pod moim pantoflem..Że jest psem, który waruje u moich stóp.

Boze, jak ja za Tobą tęsknie Mała Czekoladowa Chudzinko!!! Za księżycami Twoich oczu..Twój Blondas za Tobą piszczy....Pikunia..piiiiiiiiiiii-piiiiiiiiiiiiiiii!!!!

 

Urlop 9-21.02.2004
Autor: mruczanka
09 lutego 2004, 02:14

Hop-sa-sa. Tak jak się mówi.."Tego lata...", "Tego roku..", powiem : tego urlopu pożegnam zimę. W każdym tego słowa znaczeniu.

Chyba sobie wiele obiecuję po tych okrąglutkich dziesięciu dniach....ale nalezy mnie sie!

Teraz noc sobie płynie.....tik-tak. Tik-tak.

A ja myślę tylko o tym, że jutro u wylotu "naszej uliczki" puszczę Misi sygnał..Żeby mi zdążyła  pomachac na powitanie z okna. Dziś chciałam Jej zrobić niespodziankę i nie zadzwoniłam domofonem i po wejściu na czwarte piętro "naszej kamienicy" ujrzałam bardzo obrażoną minkę....znaczy się "bardzo". Moja Misia... Z rana jest taka rozbrajająca..Te zielone spodnie od pizamy:) Normalnie-tylko przytulać, zaprzytulać Żabuchnę..sama słodycz. Jutro, znaczy się dzis rano nie wypuszczę z łózia Księżniczki. Będzie siiipiać z Żoną. Bo się nienasiiipiałam ostatnio  z księżniczką w eleganckim golfie.... Mamy takie same  obcisłe golfiki w paski, hit sezonu sprzed 10-ciu lat, w których śpimy z racji temperatury w mieszkaniu..która oscyluje w okolicy 10-ciu stopni. A na obiad zrobimy wątróbkę. Misia zrobi, a ja się będę patrzeć. Bo ja jestem od zup zazwyczaj. A Misia od rosołów. I sosów. I wątróbki.

Tego urlopu będę chodzić nad rzekę i nasłuchiwać jak trawa rośnie. Przespaceruję się, przemeczę powietrzem na całego! No chyba, że lunie deszczem i zatnie wiatrem... Ale na taką okazję tez coś się znajdzie..Kuchenny fartuszek na przykład.

No to ściskam!

P. S.- A Pan Placuś mógłby strzelić jakąs notkę, to bym się mogła w kometarzach pokazać...i buziaka na pożegnanie zostawić...:) 

Przed zabiegiem
Autor: mruczanka
08 lutego 2004, 00:59

Cóż mogę powiedzieć ? Dziś mam nocną zmianę w pracy, a Misia w domku szybko śpi, żeby już było rano. Jutro Ona ma niedzielny dyżur w pracy, wieć ja będę szybko spała, żeby był wieczór.. Przyjdę do pracy..na kolejną nocną zmianę.. I Misia jutro będzie też szybko spać, żeby był poniedziałek rano..Skomplikowane ?:)

Za to od poniedziałku mam urlop. Aż do 21-tego lutego...

Będę gotować...Będę Żonkować. Bo Laleczka potrzebuje mnie teraz. I będę tylko dla Niej.

A w piatek trzymajcie mocno kciuki..Tak pomiędzy 9 a 11:00 rano. Mam nadzieję że 13-stego, okaże się datą szczęśliwą dla Nas.

I wybaczcie, że jestem taka niedobra. Muszelko wybacz.. Poprawię się.

................................................

Smutno mi i boję się. Hmm....Ostatnio bardzo chciałam sobie przypomnieć cały wiersz o buraku. Może ktoś pamięta jak to szło? Bo ja tylko, że "chodź do garnka, będzie z Ciebie zupy miarka"..i dalej "Trzy godziny burak szumiał, ugotował się jak umiał".... Gdy spytałam Żonki, jak to dalej szło, ona dokończyła :"Burak, burak...pokaż rogi, dam Ci sera na pierogi.."

No i jak nie kochać takiej Zony??????????????????

............................................Boję się, ale ciiiiiiiiiiiiiiiiiiiii.....

 

Spam
Autor: mruczanka
04 lutego 2004, 21:27

Wino, wino, wino...gdyby powietrze upijało dziewczyno, byłabyś wciaż święcie przekonana, że wisi nad Tobą szczęśliwa gwiazda, wogóle byś nie myślala, tylko zalew krwi pełnej magii rozpalałby niczym kochanka, ta najbardziej namiętna, ta która pojawiła się jako pierwsza, wraz z wiedzą,  że jesteś kobietą.

Okna, lustra i tnący je promień światła możesz „trzymać” sobie na marną osłodę, pociechę, że wieczność istnieje taka, jaką  byś ją chcieć miała. Promienista i ciepła. Mądrość jasna, potok światła. Żywa rzeka, która już Cię przygarnęła jak swoją i trzyma w objęciach.

Życie toczy się. Wiesz o tym ? Toczy... Po policzku ręka czasu przesuwa się delikatnie. Taki dotyk,  lekki jak obłok,  niewidoczny.. wciąż obok...lub nawet na Tobie J

Takie dni, jak dziś, gdy taszczysz torby pełne ładnych rzeczy..Takie dni jak dziś, gdy wybierasz pół godziny filiżanki, zamyślasz się nad chochlą !, marszczysz nos, nie mogąc się zdecydować na kolor ścierek i talerzy. Takie dni, gonitwy przez szare ulice, zmierzający dokądś ludzie, sznurek aut i powietrze zbyt ciepłe, aż klei się do ust. Takie dni, które ubierzesz w jasne  kolory, schowasz do szkatułki swego serca, skrupulatnie zretuszowane.

Jak pięknie rośniesz, jaka z Ciebie persona.

Dżinsy, które zdałoby się wyprać, kurtka, w której Ci za gorąco, włosy, wciąż niesforne.

J