14 marca 2004, 09:13
Godzinę pisałam o intymnych rzeczach. Była to lista strachów i marzeń.. No i notka skasowała się..Może tak miało być, bo może to nie miejsce na te wszystkie wynurzenia..ech..odechciało mi się...
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 | 07 |
08 | 09 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 |
15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 |
22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 |
29 | 30 | 31 | 01 | 02 | 03 | 04 |
Godzinę pisałam o intymnych rzeczach. Była to lista strachów i marzeń.. No i notka skasowała się..Może tak miało być, bo może to nie miejsce na te wszystkie wynurzenia..ech..odechciało mi się...
Jestem zmeczona wszystkim wszystkim..Gorączka nie spada, wciąż 37, 2 stopnie..W głowe szum..szum-szum..Ci wszyscy ludzie, którym nie potarfię podołać... Zawsze jestem perfekcyjna do przesady w pracy, ale dziś po prostu łzy mi w gardle stają na widok takich rzeczy, jak np. spieprzone raporty, które trzeba poprawić:(( Czy ja w ogóle będę kiedyś zdrowa????? W poniedziałek czeka mnie full serwis ginekologiczny...
Dobrze że Żoneczka ma wolne poniedziałki.. Przez weekend prawie się nie będziemy widziały :(( W sumie, to mam poczucie winy, bo Koteczka wstaje piatek-sobota-niedziela rano i we wtorki też.. Ma jeden dzionek wolny żeby się wyspać. Powiedziałam Jej że nie musi ze mną iść w poniedziałek, ale ona nie chce o tym słyszeć, ze miałabym iść sama.. Kochane Kochanie Moje.. Takie dobre..
A mnie wszystko drażni, czuję się ograniczona ruchowo, przy byle czynności się męczę.. A że ze mnie przesadny pedancik jest, to nawet z gorączką muszę przez godzinkę każdy okruszeczek z dywanu wyzbierać..Oczywiście, pod nieobecność Żonki, jak wyjdzie do sklepu, lub do pracy, to ja zaraz wstaję i do wiadra z mopem i do szmaty..Myszka by mi nie pozwoliła.. A ja nie umiem wyleżeć.. Rzygać mi się chce tym łóżkiem..Non stop tylko leki, w płynach, pigułkach i maściach.. No i ten celibat!!! Wykonczyć się idzie..Mamy w domu szpital, a kiedys było to po prostu miłosne gniazdeczko. I jak tu mieć dobry nastrój? Nawet nie można swojego seksusia trochie seksualnie wykorzystać ;(((( Jestem do niczego.. Całkowity zakaz igraszek przez nie wiem ile jeszcze..Ja się chyba zaryczę u tego gi w poniedziałek. Mogę tylko cieszyć wzrok Moim Zgrabniaszkiem,... jak leży obok w rajtuzach w paski... A ja tyję, tyję i czuję się jak słoń.. Myszka oczywiście cały czas z zamglonym wzrokiem powtarza, ze jestem idealna..Tia, idealne zaślepnie.. Postaram się zadbać o sibie, ale najpierw muszę poczuć się choć trochę zdrowa..
Dziś w pracy muszę być do 20:00... Myli u nas okna i przez pół dnia moje biurko było wystawione na widok publiczny, brr.. Oczywiście-tępe sztuki nie zawiodły, jeden wlazł na szybę..
Coraz gorzej ze mną chyba..Głowa mi pęknie, tak mi się płakac chce. Łykam co poadnie, nic nie pomaga.. W domu Żonuś, czeka. Tak bym chciała żeby mnie porwała stąd.. Moja Pomysłowa Małżonka, co to postawiła na wannie pudełeczko, po serku Campiny w miejsce mydelniczki..Jak w rasowej menelarni..ehh ;))) Zdyyyyyyycham...
P. S. a serek dobry był.. zamaist masełka na chlebek pyyyyyycha!
Czy wiecie skąd piszę??? Z pokoju śniadań w moim hotelu...Założyli nam komputer-z którego nie możemy korzystać w godzinach pracy ( a więc łamię regulamin;) a poza godzinami pracy nie mamy prawa przebywania na terenie hotelu..
A wiecie, jak wyglada u nas tzw. przerwa obiadowa?
Otóż prosisz się kilka razy żeby ktoś w końcu odgrzał Ci zupę dnia..( zazwyczaj 5 razy w tygodniu żurek;),potem musisz wziąść specjalny klucz, pokwitować, że go bierzesz, potem jechać do kuchni, potem minąć drzwi z kodem ( jak wklikać kod, jeśli trzymasz tacę z zupą ?:), potem winda służbowa..zanim zjedzie, zupa wystyga..Potem na drugie pietro..Czas już Ci sie skończył na przerwę :))
No więc lecę na dół..i dostanę opieprz..
pa-pa
Jestem choreńka i cały czas leżę w łózku... Tylko teraz wpadłam do pracy, bo jest obowiazkowe zebranie..brrrr.. Żonu zapatuliło mnie w szalik, wsadziło w tramwaj i czeka w domku aż wróce..A ja tu czas marnuję..Kotka obiecała mi że się "poprzytulamy" jak szybko wrócę :))
pa-pa, całuski dla Was
Kocham Cię. Od chwili, gdy usiadłaś obok, na podłodze, gdy wzięłaś w swe dłonie moją dłoń. Night to remeber. A long time ago and still so close (1998) I choć może ktoś nie wierzyć-przecież Ty i ja to dwie połówki pomarańczy. I nawet tak samo lubimy długo spać i tulić się w ramionach, a u Ciebie jest miejsce takie dla mnie-mówisz, że było przeznaczone, nad lewą piersią-zagłębienie, żonkowe i ciepłe. Myślę, że jak idziemy ulicą, to każdy powie, że pasujemy do siebie, bo ja mam kucyki na głowie, a Ty na czapce;)
A jak wrócę do domu z tej okropnej pracy, to ze zmęczenia będę jesce gorzej bełkotać, a Ty bedziesz kiwać głową z powagą i mówić"Tak, taaak...oczywiscie...a teraz zdejmij skarpetkę.." i tym sposobem mnie rozbierzesz. W gruncie rzeczy rzeczy wystarczy na mnie spojrzeć-Żona swojej Żony. Niezaprzeczalnie.
Żonuś.
P. S. Czy ja składałam z okazji 8-go marca życzenia wszystkim women ;)?? Ale miałam na myśli... wiecie, że tak. I to każdego dnia. Best for everone.
Hans Christian Andersen
Pierwiosnek
Była mroźna zima i dął ostry wicher, ale pod dachem było ciepło i zacisznie, spoczywał tam kwiatek, ukryty w swojej cebulce głęboko pod ziemią i pod śniegiem. Pewnego dnia spadł deszcz; krople dotarły poprzez śnieżną powłokę do ziemi, dotknęły cebulki i opowiadały o świecie pełnym blasku słonecznego; wkrótce dotarł tam także promień słońca, przedostał się poprzez śnieg aż do cebulki i ukłuł ją.
- Chodź do mnie! - powiedział kwiat.
- Nie mogę - odrzekł promień słońca - jestem jeszcze zbyt osłabiony, by cię ogrzać; w lecie będę gorętszy.
- Kiedy będzie lato? - spytał kwiatek i powtarzał to pytanie za każdym razem, gdy docierał do niego promyk słońca. Ale do lata było jeszcze daleko; wszędzie leżał śnieg, co noc zamarzała woda w stawie.
- Jakże to długo! Jak długo! - powiedział kwiatek. - Czuję, jak mnie coś swędzi, chciałbym się wyprostować, wyciągnąć, otworzyć mój kielich i przywitać się z latem. Tęsknię już do tych błogich czasów! - Kwiat wyprężył się, wyprostował i napierał na cienką, zmiękczoną przez wodę skorupę, aż ją przebił i wyrósł spod śniegu. Miał jasnozielone pączki, zieloną łodygę i wąskie, mięsiste liście ochraniające te pączki. Śnieg go ziębił, a ogrzewał blask słońca, z każdym dniem cieplejszy. Wreszcie pojawiło się słońce o wiele gorętsze niż dotychczas i poczęło
zmniejszać grubość śnieżnej pokrywy.
- Witaj, witaj! - śpiewał każdy promyk słońca, pieścił i całował kwiatek, aż ów otworzył się całkiem. Biały jak śnieg, pomalowany w zielone paski. Pochylił główkę, pełen radości i pokory.
- Prześliczny kwiat - mówiły promyki słońca. - Jaki świeży i delikatny! Jesteś pierwszym, jesteś jedynym! Jesteś naszym ukochaniem. Zwiastujesz lato, piękne lato, które zawita do wsi i miast, gdy cały śnieg się roztopi, zimne wichury odlecą daleko, ciepło zapanuje i wszystko się zazieleni. Nie będziesz sam, wyrosną twoi towarzysze: bez, złoty deszcz i nareszcie róże, ale ty jesteś pierwszy, jesteś delikatny i śliczny.
Było mu bardzo przyjemnie. Zdawać się mogło, że powietrze śpiewa i dzwoni, że promyki słońca przedostaną się do płatków i łodyg. Rósł sobie ten kwiatuszek delikatny i kruchy, a jednocześnie mocny w swej młodej krasie, rósł w białej sukience z zielonymi wstęgami na chwałę lata. Ale do lata było jeszcze daleko, chmury zakryły słońce, owiały go ostre wichry.
- Przyszedłeś trochę za wcześnie, kwiatku - mówiły wichry i deszcz. - My tu jeszcze panujemy, odczujesz naszą moc i ulegniesz jej. Mogłeś zostać jeszcze w domu, nie wychodzić na świat, bo przecież nie nadszedł twój czas.
Było przeraźliwie zimno. Nadeszły dni pochmurne, pozbawione promyka słońca: mały kwiatek zmarzłby doszczętnie, posiadał jednak więcej sił, niż mu się zdawało. Był silny radością i wiarą w nadejście lata, które mu zwiastowała jego głęboka tęsknota i potwierdzały gorące promienie słońca; stał więc, pełen ufności, w białym stroju, pośród białego śniegu, pochylając główkę pod uderzeniami ciężkich śniegowych płatków i pod lodowatymi podmuchami wichrów.
- Złamiemy cię - mówiły do kwiatka - zwiędniesz, zmarzniesz. Czegóż tu szukasz na świecie? Po cóż dałeś się zmamić? Promień słońca cię zwiódł. Dobrze ci tak, ty pierwiosnku!(...)
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
Jak się kończy bajka? Ano, zobaczymy. Bo zawsze inaczej.. U Pana Andersena, w końcu dobrze... Ale, jak piszesz kochany Andersenie- każdy człowiek rozumie wszystko na swój sposób.
PRACA: dostałam upomnienie... Niektorzy powiedzieliby, że sprawa zakończyła się w miarę łagodnie dla mnie.. Lecz ja tak nie uważam. Zostałam oceniona pobieżnie, zostałam potraktowana przedmiotowo. Nikt nie słuchał moich racji. Chyba norma - jeśli chodzi o polską rzeczywistość na rynku pracy, ale nie norma jeśli chodzi o świat-Mruczanki. Nie będę się bawić w szczegóły. Żeby zakończyć ten temat-powiem, że popłakałam się wtedy na gorąco, na drugi dzień bolał mnie brzuch, a na trzeci, po paru godzinach patrzenia w sufit doszłam do wniosku, że w ogóle mi nie ubliżyli. Jak mógł ktoś z poziomu bagiennego-ubliżyć komuś z poziomu niebiańskiego? Ale mimo to-przezyłam całe wydarzenie do tego stopnia, że wysiadł mi układ odpornościowy i mam anginę wraz z zapaleniem zatok...A gdzie teraz jestem? Ano w pracy na nocnej zmianie i w głowie mi się kręci ze zmęcznia i od gorączki. Wychlałam cały już prawie słoik miodu...Chyba dzięki temu nie leżę na podłodze..choć nie będę chwalić nocy przed wschodem słońca.
ZDROWIE: praktycznie nie pamiętam, jak to jest gdy się choruje od czasu do czasu. My z Żoną mamy przewlekłe choroby, a na urozmaicenie-co chwila jakaś infekcja. Ale kto dziś jest zdrowy..? Jestem tak zmęczona pracą, że gdy mam jeden dzien wolny w tygodniu, po prostu psychicznie nie daję rady-żeby spędzic go w przychodni.. Wciąż nie złątwiłam sprawy z ginekologiem..Muszę zrobić, cytologię, wymaz i USG ginekologiczne. Czy ktoś mi powie za co? Do tego dentysta i laryngolog-alergolog...To są sprawy PILNE. Nie mam siły, nie mam czasu, nie mam pieniędzy. Wszystko na temat zdrowia-mojego. Żonie natomiast blizna po wycięciu guzka-nie chce się zrastać. Na dodatek niedługo skierowanie do kardiologa straci ważnośc. Żona ma wadę serca..właściwie nieleczona może prowadzić do... I oczywiście sprawa ginekologiczna.. Aż boję się co jej powiedzą.. Dawno temu miała drugą grupę.
Ale oczywiście tryskam optymizmem.
Nie wiem kiedy następnym razem zdobędę się na tak długi wpis.. Wiem z drugiej strony, ze takie długie wywody-katują czytelnika... Ale ja muszę gdzieś się wygadać...
Pogubiłam się dosłownie we wszystkim. Nawet blogowisko-to istna karuzela... Zaprzyjaźniam się z kimś, a ten ktoś znika bez śladu..Zmienia adres...lub chowa się.. Przykro mi..
Może ta zima za długo trwa?
MIŁOŚĆ: Nasza miłość jest żywa. To co się ostatnio dzieje, to zbyt skomplikowane, by próbowac opisać..Streszczając.. Dobrze (ironia w 50%), że w Polsce ludzie nie reagują na krzyk zza ściany.. Wczoraj wyłam tak, że gdzieś indziej wezwano by Policję..Ale w Polsce..I mam szczeście.. Mój płacz było slychać na pół Wrocławia. Lecz dziś.. Dziś wieczorem trochę mi się przejaśniło w sercu... Może to wszystko przez te choroby, przez niedocenianie i brak spełnienia w pracy.. Czasem to zbieg kilku okoliczności.. Zmęcznie, lęk, zbyt dużo obowiązków.. Jedno wiem, że nigdy nie umiałabym po prostu zaniedbać naszego małżeństwa.. Nigdy nie umiałabym przejść nad czymś złym-do porządku dziennego..Ludzie tak robią.. nie przyjkładają się..Rozkładają ręcę..Pozwalają by czas oddalał ich od siebie. A ja tak nie potrafię. Muszę czuć 100%ową bliskość.. Poszło o drobiazg. Drobiazg-gigant, bo dotyczący miłosci. Myślę, że duży wpływ na wszystko ma moje zmęcznie ukrywaniem prawdy przed rodzicami. Oni chyba gdzieś głęboko wiedzą.. Zwłaszcza tato. On ma przecież niezawodną intuicję, a jeśli chodzi o stosunek do mnie, to potarfiło mu się śnić-coś co mi się przydażylo, lub to że jestem chora.. Jestem bardzo mocno z nimi związana, z każdym z nich inaczej. Tęsknię za nimi i zawsze będzie mi brak bycia po prostu dzieckiem. Może za szybko opuściłam dom jak na mnie, na mój charakter, na moje wyobrażenie o świecie... Na pewno tak. Miłosć do rodziców, brata..Miłosc do Żony. Kocham ich wszystkich fanatycznie.
Czas kończyć. Moja Żona czeka w domu.. Moja Żona, która wróciła dziś z pracy i padła przede mną na kolana, wyciagając różę spod płaszczyka. Moja Żona-chudziutka i bladziutka. Moja Jedyna.
Poezja, to nie jest niezwykłe wydarzenie.
Poezja tkwi w codzienności. Gdy codzienność żyje. Gdy tętni naszymi nadziejami.
No, jak się jest czyjąś malinką, gładszą niż jedwab Księżniczką o lazurowych oczach, to czy można się smucić? No można??? No Nieeee..
No to będę lecieć..Do apteki najpierw po medykamenty do nacierania, wg rad Banshee, potem zaś do domku robic atmosferę :))
pa-pa kochani. do poniedziałku
Najlepsza część dnia przede mną..Słońce wcale nie zaszło. Wzejdzie dopiero. Wpuszczę je drzwiami, gdy zadzwonisz. Do naszego wspólnego mieszkania. Nie chcę być ułożona. Nie chcę byc opisana. Największa ulga, gdy juz mnie nie ma. Jestem zamknięta w Twoich ramionach.
Laluni malusie dzielne,pracowite biznesmenki ukochane w mokrych skarpetusiach co oni tam z Tobą robią, zabierają mi Ciebie na za długo, za długo, a My przecież potrzebujemy siebie tak dużo, tak dużo.
Kocham Panią, Pani Żono.
UPDATE: Jestem tak nabuzowana, że ręce mi się trzęsą !! Jeszcze tylko godzina..Chce mi się śpiewać, tańczyć, skakac, płakać ze szczęścia!! Chce mi się biegać, siedzenie jest zbyt statyczne, na to by wytrzymać tę euforie, ten pęd wewnątrz...
No i coś na rozluźnienie sytuacji : JAKI JEST WASZ TYP-KOBIETY? Tylko szczerze kolezianki!
Poszłyśmy na kompromis..Mamy więc zieloną doniczkę z pietruszką i cebulką na szczypiorek.. Bo gdy oświadczyłam, że chcę mieć kwiatka Żonuś zrobiła duże oczy i zapytała, czy to znaczy, że trzeba "to" będzie podlewać.... Nie chce Jej stresować kwiatkiem w domu:)) Ona znosi tylko suszki....Stara historia..Kiedyś zostawiono Jej pod opieką wychuchaną paprotkę....I szlag kwiatek trafił... No to zrobiłam mały warzywnik. Ja będę mieć coś zielonego na oknie, a Misia podsumowała, że jedzenie w doniczce się nie liczy..:)
Zostawiłam dziś Skarbka takiego chorutkiego..Wychodziłam o 6:15 do pracy... Powinna dziś leżeć w łóżeczku cały dzień, ale idzie na 10:00 do pracy i wróci dopiero ok. 21:00.
Wczoraj byliśmy w trójkę, (z moim bratem) w kinie na "Nadchodzi Polly"..Z trzech filmów na których byłyśmy ostatnio-ten był dla nas najlepszy..Przynajmniej przez chwilę mogłyśmy się pośmiać..
U mnie w pracy coraz gorsze szykany, zmiany dyrektorów..Upomnienia, zebrania, rzygać się chce..
Wiosna idzie i mogłabym się cieszyć, gdyby nie to że ledwo wystwię główkę do słońca, to juz jakaś ciemna chmura zasnuwa niebo..:(( To co się dzieje u mnie w pracyto możnaby jakiś reportaż zrobić..o mobbingu (tak to się pisze?)
A dodatkowo męczy mnie jeszcze stara-niezałatwiona sprawa....A mianowicie tajemnica... Dusi mnie tak bardzo, ze niedobrze się robi.... Mamo, Tato, od ponad pięciu lat mam Żonę, którą kocham, szanuję i z którą chcę być po kres moich dni.. I dłużej jeśli to możliwe.
Ciekawe, jak długo trzeba czekać, żeby taka mianowicie cebulka lub taka chuda pietruszka puściły zielone listki....?
Ostatnio miewam ponure myśli.. Żona z tym walczy, ale ja jestem ciężkim przypadkiem...Wykańczają mnie te choroby, mam uraz do lekarzy, przychodni i wszelkich diagnoz...Praca też mnie wykańcza..Jestem w dzisiejszych czasach "gorszym" nabytkiem dla pracodawcy, bo jestem uczciwa, sumienna, sprawiedliwa i perfekcyjna,...a na domiar złego mam osobowość oraz nie znoszę siedzieć cicho, gdy komus dzieje się krzywda, lub gdy coś jest fałszowane..Bardzo zły ze mnie pracownik..
Z Zoną tworzymy w domu istną twierdzę... To kryjówka, gdzie opatrujemy rany, gdzie się leczymy, po ciosach zadanych przez to życie-TAM na ZEWNĄTRZ. ... Jak mamy wolne, to najchętniej nie wstajemy z łózka jak najdlużej...Chowam się w ramionkach Mojej Pachniacej Żonuni..łaskoczę ją po pleckach-ona mruczy jak kotka:))
Nie jest łatwo..czuję się wciąż jak na wojnie-ja kontra okrutny świat pracy i chorób...Choroby pewnie by zniknęły, gdybym nie pracowała w tym bagnie... Ja włąściwie-wchodzę w bagno, a potem przez dzien, który mam wolny po pracy-próbuję się oczysić z tych brudów..Ale to tak ciężko..tak cięzko! Jestem zmęczona i dziś wyłam pół dnia.. Wskazówki zegara chodziły tak szybko..Jakby nie mogły zwolnić-tak jak wtedy gdy jestem w pracy..
Żoneczka będzie rano czekać przy drzwiach..Rozbierze mnie z kurtki, zabierze ode mnie plecak...Najpierw przytuli, mocno, mocno...I powie:"przytul mnie mocniej, mocniej"...Zapyta jak było i kilka razy powtórzy, że mam pić herbatę, bo stygnie..I zamiesza miodzik, żeby nie został na dnie..Zacznę płakać ze zmęczenia-a Misia będzie mnie rozbierać..Potem prysznic...resztki sił...Padnę nałózko, a Żonuś położy się ze mną jeszcze na trochę..A ja zapytam "Będzie ze mną sipiać Laleczko?" Misia powie:"Tak Kochanie"..ale ja zapytam jescze parę razy "Ale będziesz spać ze mną długo, długo?"...i nim Misia odpowie urwie mi się film... A późnym popołudniem wstanę cała połamana, z czerwonymi oczami..Nieprzytomna i zmarznięta..Po nocce wpracy-sen w ciagu dnia nie przynosi żadnego odpoczynku..:(
Tak ...
Chciałabym wygrać tą bitwę...Ja kontra pieprzniety, pędzący do nikąd świat....