Archiwum maj 2004


Bez tytułu
Autor: mruczanka
31 maja 2004, 14:28

Czy zna ktoś sposób, jak ustrzec się przed złem, sączącym się z zagubionych ludzi? Muszą być przecież zagubieni, muszą, bo przecież jak mozna być tak zwyczajnie złym ? musieli się bardzo pogubić. Tylko dlaczego próbują zaszkodzić akurat nam? Niestety nie mogę schować Żony przed Jej znajomymi z pracy. Niestety.........

Blue with one green point
Autor: mruczanka
29 maja 2004, 15:50

Dzień zaczął się wcześnie. Budzę się ok. 6:00 i kompletnie nie wiem co robić. Gdy Zona śpi czuję się przez chwilę tak, jakby świat nie istniał. Dopóki się nie obudzi chodzę po domu przerażona....Mechanicznie myję zęby, oglądam swoje doniczki z kwiatkami i zastanawiam się co dalej? Rzuciłam pracę, leczę dziedziczną depresję, czasem nie czuję się na siłach sama chodzić po mieście..Czasem nogi mi drżą i jestem mokra ze strachu.. Trzeba zaprzeć się, upchać w garniturek i zacząć walczyć. Tylko gdzie ja znajdę tę pracę? Zupełnie nie wiem co miałabym robić. Najlepiej mi wychodzi sadzenie kwiatków w doniczkach. I tym podobne rzeczy. Żona obudziła się ok. 8:00 i spojrzała jednym okiem na zegarek. Dla niej to środek nocy. Na policzku odcisnięta poduszka. "Ja chcę jajko na mientko". Tego właśnie potrzebowałam. Kierunku. Od razu przestaję się dołować. Prosta czynność zajmuje mnie po końcówki włosów. Zero myslenia. Całą sobą poszłam gotować Jej to jajko. 

Jutro niedziela. Ma być słonecznie.Więc jadę do rodziców na cały dzień. Żona powiedziała :"Jasne, że będę tęsknić. Ale chcę żebyś pojechała. Nie możesz tu sama siedzieć i się smucić". Tak. Bo Moja Biedronka w niedziele wraca z pracy ok.21:00 niestety. Więc pojadę. Spakuję czerwone klapki(dodatek do gazety), strój kąpielowyw kwiatki(z Biedronki) i kapelusik(Deichmann, ho-ho:). Rozłożę się na balkonie wśród gałęzi śliwki-całej w mszycy, wśród wysokich lip i milona kwiatków w ogródku Mojej Mamy. Będę pić kawę i smutnie zaglądać do kubka. A na jego dnia buziunia Żony. Ach,....jak ja smucę..Ale taki mam dzień.

U rodziców pięknie jest. Prawdziwa wieś. Zielono. Wydaje mi się zawsze, że tej zieleni aż za dużo, bo dla mnie ona bezcenna jest. To coś, czego nie mam na codzień. Coś odświętnego.

A teraz idę powoli do domku. Możę jeszcze złapię trochę słońca? Ach, Żona, Pracusiu Mój! wRACAJ JUŻ!!

 

Bez tytułu
Autor: mruczanka
27 maja 2004, 12:18

Idziemy z Zonka na proszony obiadek. Zonka ma okularki typu Holywood na nosku. Wyglada tajemniczo i ponetnie. Potarla mi noskiem o rekaw swetra. Wzruszylam sie. Chyba pojdziemy. Czeka na nas kalafior zapiekany w buleczce i makaron w sezamie....

Jak dobrze pojdzie, to moze wkleje nasze zdjecie z Zoo. Jak tylko Zona sie zgodzi. Na razie mowi:"O nie."

hmm..czy Powroty to Ty Zycie? Edytka, why zrobilas delete?

Fanaberko, jak sie wstawia zdjecie na bloga?

Bez tytułu
Autor: mruczanka
25 maja 2004, 11:46

Przychodzą takie dni..trzeba się zmierzyć z potworem..brr. Idę do jaskini lwa. Przydałaby się Xena za towarzystwo.

W wolnym tłumaczeniu oznacza to że idę do pracy swej. A byłam tam ostatni raz 1,5 m-ca temu. Od tamtej pory, z powodu tego że praca była tak cudowna i działała na mnie wybitnie prozdrowotnie-byłam na zwolnieniu chorobowym. L4 kończy się w czwartek. Idę negocjować miesiąc urlopu.

Xena gdzie jesteś?

Koming bak hołm is wery nais.
Autor: mruczanka
24 maja 2004, 16:22

Dziś rano wróciłam do Wrocławia. Teraz na weekendy jeżdżę do rodziców, w ramach terapii,..no żeby zobaczyć że jeszcze żyja, bo obsesyjnie się boję chorób i śmierci, i płakałam tu we Wrocławiu, że latka lecą i że jak Oni odejdą, moi rodzice, to będzie koniec świata. i tak płakałam, a był to płacz co zaowocował depresją, to psycholog mnie zapytała, czemu do nich nie pojadę po prostu i nie pobędę z nimi? No właśnie. Więc jeżdżę. Tym bardziej że Żonka przez weekendy pracuje. No i dziś rano wróciłam. Wróciłam z wielkim hukiem, bo na widok Żonuni w oknie - zbiłam litrowy słoik z ogórkami. Brat mnie wzrokiem zmierzył (odwoził mnie samochodem) i wiedziałam, że gdybym mu to w samochodzie rozlała...brrrrrrrrrr..Ale tak, będziemy mieć ogórkową jutro, bo ogóreczki całkiem czyste się pozbierało z chodnika:)) Zona wypiękniała. I w ogóle. Ten czort gotował dla mnie obiad wczoraj ( a wraca ok. 21:00 z pracy..). I podłogi umyła. I wannę ( pierwszy raz, od roku czasu :))))))))))))))) zamiłowania do porządku to Ona nie ma :)))), ale ja nadrabiam. Prawdziwa Helga ze mnie-Ordnung must sein. Cha-cha, ale po niemiecku nie mówić).

Przywiozłam sobie kasetę Ani Dąbrowskiej i teraz łażę w kółko i nucę ":Charlie, Charlie..taramtamtamtam". Niessssssssssamowita jest. No, Żona to się teraz nasłucha, bo będę trenować Jej teksty. 

Dobrze że tylko na weekendy jeżdżę, bo regularnie przywożę stamtąd kilogram wiecej i parę centymetrów w obwodach. Przy Żonie Chudzieniaszku  i Maluszku czuję się wielka....:)

Przywiozłam kilka szczepek kwiatków i zaczynam chodowlę. Zaczęłam pasjonować się ogrodnictwem. Mam dwie doniczki. Czuję powołanie. Tak sobie grzebię, słucham radia, śpiewam, piję kawę, pełny relaks...

W domku czas spędzałam grając w pasjansa-pająka. Wszystko inne (ksiażki, szycie, wycieczki rowerowe, itp.)odkładałam na czas, aż pokonam rekord Taty. tyle, że go nie pokonałam i kurczę nic innego, poza układaniem pasjansa nie zdążyłam robić...Plus oczywiście pochłanianie podsuwanych przez Mamę kolejnych porcji-a to kiełbasek, a to ciasta...Żeby Żona choć raz porządnie mnie skrytykowała! Żeby choć raz powiedziała "kochanie, trzeba trochę się wziąść za siebie". Ale Jej krytyka wciąż jest taka sama. Nie bedę przytaczać..Jestem Jej Lalunią. finito.

Jestem w kafejce z Żoną !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!...
Autor: mruczanka
20 maja 2004, 12:23

Żona siedzi obok i trzyma rączki założone i robi minkę zdziwioną....i patrzy ślipkami, i się uśmiecha, i pyta :"A czy mam patrzeć?" i idziemy razem na spacerek i na zakupy, po papier toaletowy do Rossmanna i takie tam. Żona patrzy na mnie wymownie, że ja TAKIE rzeczy tu piszę, a ona nie wie jak ja się cieszę, że ona tu siedzi obok mnie.

hi-hi!!

Żona nie chce nic powiedzieć, to chyba będziemy iść.No Zonuś? (pociera nosek, może coś powie..) No? Powiesz? (mowi "Aż ty!"). No to idziemy. pa

Bez tytułu
Autor: mruczanka
17 maja 2004, 17:32

Bladam, zmęczonam, drżącam, bo po drugiej kawie, lecz się przywlokłam do kafejki sprawdzić co u was. Zycie, gdzie Twój blog??????????!!!!!!!!!NO GDZIE?????????? Co ma znaczyć to "ex"??????????????? Upilnować człowiek niczego nie może... Gdybym w domu miała dostęp do bloga, to bym 24 na dobę Cię namawiała na pozostanie. A tak tylko z doskoku....I co zajrzę-to jakaś przykra niespodzianka..

Jaśniutka-co do wolontariatu we Wrocławiu-to nic nie słyszałam...Ale to dlatego że ja od ponad miesiąca obracam się w obrębie własnego mieszkanka-najczęściej kuchni..Mogłabym doradzać ewentualnie, jak z jedengo udka kurczaka zrobić zupę, drugie danie i deser:))

Teraz poczytam sobie co u Was..

No ale Życie, Ty przecież tylko tak na chwilkę zniknęłaś, prawda? :(

-----------------------------------------------------------------

No i lecę do domku. I przytulam Was. Edytkę, Alunię, Wiki, Bee, Fanaberkę i Placunia.pa-pa-pa!!!!!

Mruuuuuuuuuuu
Autor: mruczanka
16 maja 2004, 15:46

Chciałabym podziękować organizatorom koncertu Eurowizji w imieniu swoim i Żony. Dzięki Wam dokonałysmy tego, do czego zebrać się nie mogłysmy od grudnia, albo nawet listopada. Żona tak się umęczyła, że zasnęła i tylko przez sen wymamrotała :"Pomyśl, co by  było jakby pojechał Kowalski..." a uwagę tą poprzedziło cichutkie "hi-hi-hi".... Ja dotrzymałam do występu pana Macieja Orłosia i poraziło mnie... Po tylu ofiarach solarium, wystrzyżonych playbojów, lub ociekających różem i tuszem, udekorowanych w kok i wieczorową suknię kobit-dziękujących za "Great show"(czyżby więcej po  angielsku się nauczyć to zbyt wielki wysiłek był?)-po tych atrakcjach-występ Orłosia dopełnił miary... Przecież wcześniej wchłonęłam  serię ambitnych piosenek..... 

Nie wiem jak Żona, ale ja wykonałam siedmioletni plan ćwiczeń mięśni brzucha.... Ryłam po podłodze.

A więc wystarczy przyjechać z czterema Tarzanami, przyoblec skórę i drzeć się w niebogłosy. Pierwsze miejsce murowane. Grunt to wryć się w pamięć....

Orłoś też się wbił...popielatym garniturem, nienagannym ang. akcentem i wzrokiem zbitego psa.

Żonuś dziś w pracy jest, a ja muszę do Żabki lecieć dokupić masła...Robię dziś kalafiora w bułeczce tartej!!MNIAM!!

Bez tytułu
Autor: mruczanka
11 maja 2004, 12:19

Mamy w domu kwiatka co nigdy nie cierpial. Niecierpka.

Gdybym tylko nie czula, ze wypadlam z obiegu...

Pisze zupelnie bez ladu i skladu. Ale to ma sens niestety. Takie zycie. Takie wlasnie a nie inne.

A Zonus zonowa jest. Jak nikt inny na swiecie stworzona do bycia Zona. I na dodatek moja jest. Moja!

Jade do rodzicow na wies. Jade zrobic sobie zdjecie z krowa, poogladac zycie kur, wrobli i potarzac sie w bzie. Zonus tez swoich odwiedza.

Czuje ze tam nabiore weny.

No to pa.

Dziń dobry Wam
Autor: mruczanka
06 maja 2004, 12:17

Jestem. na wzmocnionej dawce Fevarinu. Ale ktoby się bawił w szczegóły?

Z hotelu się zwolniłam. teraz dłuuuuuuuuuuuugie chorobowe. potem miesiąc urlopu. Potem........hmmmm..bajeczna praca, kariera, :))))))))))))))))))))) kto wie.....

Placuniu, odezwij sie no chłopie. Znowu brak notki,oj, oj. Daj znak swojej Mruczance.

Engel, ja się znalazlam, a ty zgubiłas..Smutno.

Wiki, dziekuję za cierpliwośc, wyrozumiałość.

Blogoprzyjaciele, stęskniłam się. teraz mogę tylko czasem do kafejki skoczyć. Ale nie tęsknię za tamtym komputerem, bo żeby z niego korzystać musiałam wchodzić do jaskini złego potwora. Się uwolniłam.

Z tyłu na kompie Żonka siedzi z siostrą..Duzo by opowiadać, lecz czas się kończy..Z domku je porwałam bo zrobiło się nerwowo gdy siostra zapytała, gdzie Żonuś śpi..no bo chyba nie na tym wąskim łózku ze mna..

ach życie...