Archiwum 24 maja 2004


Koming bak hołm is wery nais.
Autor: mruczanka
24 maja 2004, 16:22

Dziś rano wróciłam do Wrocławia. Teraz na weekendy jeżdżę do rodziców, w ramach terapii,..no żeby zobaczyć że jeszcze żyja, bo obsesyjnie się boję chorób i śmierci, i płakałam tu we Wrocławiu, że latka lecą i że jak Oni odejdą, moi rodzice, to będzie koniec świata. i tak płakałam, a był to płacz co zaowocował depresją, to psycholog mnie zapytała, czemu do nich nie pojadę po prostu i nie pobędę z nimi? No właśnie. Więc jeżdżę. Tym bardziej że Żonka przez weekendy pracuje. No i dziś rano wróciłam. Wróciłam z wielkim hukiem, bo na widok Żonuni w oknie - zbiłam litrowy słoik z ogórkami. Brat mnie wzrokiem zmierzył (odwoził mnie samochodem) i wiedziałam, że gdybym mu to w samochodzie rozlała...brrrrrrrrrr..Ale tak, będziemy mieć ogórkową jutro, bo ogóreczki całkiem czyste się pozbierało z chodnika:)) Zona wypiękniała. I w ogóle. Ten czort gotował dla mnie obiad wczoraj ( a wraca ok. 21:00 z pracy..). I podłogi umyła. I wannę ( pierwszy raz, od roku czasu :))))))))))))))) zamiłowania do porządku to Ona nie ma :)))), ale ja nadrabiam. Prawdziwa Helga ze mnie-Ordnung must sein. Cha-cha, ale po niemiecku nie mówić).

Przywiozłam sobie kasetę Ani Dąbrowskiej i teraz łażę w kółko i nucę ":Charlie, Charlie..taramtamtamtam". Niessssssssssamowita jest. No, Żona to się teraz nasłucha, bo będę trenować Jej teksty. 

Dobrze że tylko na weekendy jeżdżę, bo regularnie przywożę stamtąd kilogram wiecej i parę centymetrów w obwodach. Przy Żonie Chudzieniaszku  i Maluszku czuję się wielka....:)

Przywiozłam kilka szczepek kwiatków i zaczynam chodowlę. Zaczęłam pasjonować się ogrodnictwem. Mam dwie doniczki. Czuję powołanie. Tak sobie grzebię, słucham radia, śpiewam, piję kawę, pełny relaks...

W domku czas spędzałam grając w pasjansa-pająka. Wszystko inne (ksiażki, szycie, wycieczki rowerowe, itp.)odkładałam na czas, aż pokonam rekord Taty. tyle, że go nie pokonałam i kurczę nic innego, poza układaniem pasjansa nie zdążyłam robić...Plus oczywiście pochłanianie podsuwanych przez Mamę kolejnych porcji-a to kiełbasek, a to ciasta...Żeby Żona choć raz porządnie mnie skrytykowała! Żeby choć raz powiedziała "kochanie, trzeba trochę się wziąść za siebie". Ale Jej krytyka wciąż jest taka sama. Nie bedę przytaczać..Jestem Jej Lalunią. finito.