Archiwum grudzień 2004


Bez tytułu
Autor: mruczanka
21 grudnia 2004, 16:26

Ach..nadeszła ta chwila..do świąt już chyba nie będę miała okazji wejść na blogowisko...więc już dziś życzę Wam Świąt takich, jakie tylko chcecie...znaczy się, żeby był to czas błogi, a nie stresujący (no chyba, że ktoś chce trochę stresu:). No i to tyle..A może jeszcze zdrowia. Życzy Wam tego Wasz zdechlak-Mruczanka..Żeby nie było tak smutaskowo, dodam, że zyczę z całego serca i dodam parę uścisków. No uśmiech dookoła głowy. Bo radości też Wam życzę.

Bez tytułu
Autor: mruczanka
21 grudnia 2004, 16:02

Ze szkolenia w rozstawaniu się z Żoną pała. Albo jeszcze gorzej. Jutro nasze ostatnie popołudnie. Już mi się ręce trzęsą. Przed chwilą pojechała do pracy na drugą zmianę a ja biegłam za tramwajem. Owszem dorosłe jesteśmy. Owszem.... Poza blogiem to się prawie nie skarżę. Nikt nic o tym nie wie, jak mi kamień przygniata serce. Tylko tu na blogu parę słów, bo w końcu się uduszę z rozpaczy. Gdyby to był inny czas..to znaczy nie Boże Narodzenie. A przy okazji-urodziny Żony no i nasza rocznica. Szósta. Cały czas myślę intensywnie czego by tu się nałykać, żeby z godnością, bez scen przetrwać ten czas.

Jestem jak zwykle chora. Cały weekend zdychałam. Zapalenie zatok. Nawet całować Żonki nie mogę jak należy. Ta cholerna szkoła mogłaby już dać dzieciom i nauczycielom wolne od środy! Przyłączam się do protestu gimnazjalistów! W nasz ostatni dzień razem Żonka musi odbębnić cztery lekcje w szkole. Tylko stanąć i wyć.

Moi Kochani, co niektórzy z Was, bardzo poczciwe osóbki mają mój numer telefonu. Otóż ja rezygnuję z polskiej komórki. Będę jej używać do końca stycznia, potem numer zmieni właściciela. Ja przejdę na jakiś irlandzki Meteor. Edytka, Ty oczywiście będziesz moim łącznikiem z krajem, pliz! Nie odmawiaj, czuję się i tak jakbym jechała na inną planetę i wszyscy o mnie zapomną. Obiecuję nie nękać Cię zbyt często. Słowo harcerki.

Ciekawa jestem, kto będzie mieszkał w naszym dotychczasowym mieszkaniu...My byłyśmy w nim szcześliwe.

Bez tytułu
Autor: mruczanka
13 grudnia 2004, 16:51

Niech się za mnie ktoś pomodli, żebym przeżyła do 3-go lutego. Dopóki nie wyląduję na tamtejszym lotnisku nie wyjdę chyba ze stanu w który wpadłam. Nie mogę się uspokoić. Całe życie marzę o tym by być rozważną, opanowaną i spokojna, a jestem tylko rozdygotaną płaczką.

Dni płyną za szybko, cholernie czasu mało na rzeczy ważne. A bo tak, bo tak to będzie-spędzimy z Żoną osobno ponad miesiąc. Stara jestem, stara i głupia, bo się do tej pory nie nauczyłam z Nią roztsawać na dłużej niż parę godzin. A rozstać się musimy,...mieszkanie we Wrocławiu zdajemy, pakujemy rzeczy, które trzeba przewieźćdo rodziców. A na końcu przewieziemy na przechowanie siebie. Ja do swoich, ona do swoich. Proste, logiczne, okropne.

Niby się pakuję, tyle tego, a starałam się nie gromadzić...Pod znakiem zapytania stoi jak przewieziemy nasze łóżeczko? Rzeczy najbardziej intymne, około tysiąca listów, zdjęć, pamiętników-ile nie wiem, dużo, całe pudło, kartki, i takie tam-Nasze, Najdroższe, Osobiste-zostaną zapakowane i zaklejone w oczekiwaniu na Wspólne Mieszkanko-kiedyś...Nie zniosłabym też, żeby ktoś używał naszych talerzy, ściereczek..A tak, głupia jestem, sentymentalna. Nienawidzę zmian, chaosu.

Mam kłopoty ze snem, kręce się i nagle wydaje nmi się, że pojadę do tej Irlandii- i nie bedąmnie nigdzie chcieli, że po tygodniu będziemy z Żonążebrać na ulicy. No dobra, przesadzam. Pracę będęzałatwiać po Nowym Roku, przed wyjazdem...Ale ja w siebie nie wierzę wcale.

Teraz tonę w rachunkach, koniec roku w końcu..Prognozy, dopłaty. Do tego bank, fundusz, telefon. Trzeba adresy pozmieniać, wydać dyspozycje. A mi się wyć chce. Pokoik coraz bardziej pustoszeje. Jutro zabieram się za kuchnię. Bądź tu opanowana, jak się trzeba z życiem dotychczasowym żeganć, jak każda rzecz mówi, woła... Każda miseczka, łyżeczka..

Styczeń bez Żony. Paranoja.

Na razie sobie nie pozwalam na to, by stanąć w miejscu. Usiedzieć nie mogę, wstaję, biegam, zapisuję, załatwiam, pakuję. A potem pojadę do domu, klamka zapadnie i dopiero wtedy się doszczętnie załamię.

Ktoś może powie, że niewielka to tragedia.

WIELKA.

I chcę żeby już był 3 luty.

Bez tytułu
Autor: mruczanka
01 grudnia 2004, 11:08

No i się zrobił grudzień. Niedługo Mikołaj. Nie mogę wydobyć od Myszki co by chciała. Powtarza, że chce tylko, żeby ją po plecach podrapać. Zaraz muszę biec do sklepu i wyczarować coś na obiad. Przyszłam do kafejki  skopiować trochę ważnych informacji-o ubezpieczeniach, umowach, bankach w Irlandii. Takie tam. Lubię być przygotowana, choć i tak mnie to nie uspokaja. Dziś mi się śniło, że zaatakowały mnie jadowite wężę. Brr. I ktoś wspaniałomyślnie uruchomił alarm pod naszymi oknami ok. 4 nad ranem. Po południu jadę do rodziców. Czar PKP. Półtoragodzinny pobyt w "przytulnym" przedziale dziś i jutro znowu-powrót do Wro. A pomiędzy, dla podniesienia nastroju-wizyta w urzędzie pracy. Panie są tam takie miłe...aż jestem wzruszona...Cieszą się na widok każdego petenta, jak na widok węża jadowitego. Oj nie opuszczałabym ja nigdy tego kraju Edytko. Bo mi tu klimat bardzo odpowiada. I las za domem u dziadków. I lipa na podwórku u rodziców. I to, że zawsze jakiś kot się pląta po podwórku... i tak dalej. Ale tym sposobem, że się tak zawzięłyśmy z Żoną, że damy radę tu żyć, doszłyśmy tylko do etapu, gdy nie stać nas na kupienie sobie butów na zimę. Coś tu nie tak. Żona tyrała na studiach. Za to Jej przysługuje ustawowe 790 zł. I długo by jeszcze o tym mówić.

Trzeba popróbować.

Trzeba zarobić na starość, żeby mieć za co opłacić leczenie starczych dolegliwości :)

Ej tam, marudzę cholera. Trzeba się do roboty wziąść. Jakiś sosik może...hmm..zupę mam z wczoraj. Zupa pt. wrzuciałam tam do garnka com miała. W sumie smacznie wyszło.

Buziaki