Bez tytułu


Autor: mruczanka
13 grudnia 2004, 16:51

Niech się za mnie ktoś pomodli, żebym przeżyła do 3-go lutego. Dopóki nie wyląduję na tamtejszym lotnisku nie wyjdę chyba ze stanu w który wpadłam. Nie mogę się uspokoić. Całe życie marzę o tym by być rozważną, opanowaną i spokojna, a jestem tylko rozdygotaną płaczką.

Dni płyną za szybko, cholernie czasu mało na rzeczy ważne. A bo tak, bo tak to będzie-spędzimy z Żoną osobno ponad miesiąc. Stara jestem, stara i głupia, bo się do tej pory nie nauczyłam z Nią roztsawać na dłużej niż parę godzin. A rozstać się musimy,...mieszkanie we Wrocławiu zdajemy, pakujemy rzeczy, które trzeba przewieźćdo rodziców. A na końcu przewieziemy na przechowanie siebie. Ja do swoich, ona do swoich. Proste, logiczne, okropne.

Niby się pakuję, tyle tego, a starałam się nie gromadzić...Pod znakiem zapytania stoi jak przewieziemy nasze łóżeczko? Rzeczy najbardziej intymne, około tysiąca listów, zdjęć, pamiętników-ile nie wiem, dużo, całe pudło, kartki, i takie tam-Nasze, Najdroższe, Osobiste-zostaną zapakowane i zaklejone w oczekiwaniu na Wspólne Mieszkanko-kiedyś...Nie zniosłabym też, żeby ktoś używał naszych talerzy, ściereczek..A tak, głupia jestem, sentymentalna. Nienawidzę zmian, chaosu.

Mam kłopoty ze snem, kręce się i nagle wydaje nmi się, że pojadę do tej Irlandii- i nie bedąmnie nigdzie chcieli, że po tygodniu będziemy z Żonążebrać na ulicy. No dobra, przesadzam. Pracę będęzałatwiać po Nowym Roku, przed wyjazdem...Ale ja w siebie nie wierzę wcale.

Teraz tonę w rachunkach, koniec roku w końcu..Prognozy, dopłaty. Do tego bank, fundusz, telefon. Trzeba adresy pozmieniać, wydać dyspozycje. A mi się wyć chce. Pokoik coraz bardziej pustoszeje. Jutro zabieram się za kuchnię. Bądź tu opanowana, jak się trzeba z życiem dotychczasowym żeganć, jak każda rzecz mówi, woła... Każda miseczka, łyżeczka..

Styczeń bez Żony. Paranoja.

Na razie sobie nie pozwalam na to, by stanąć w miejscu. Usiedzieć nie mogę, wstaję, biegam, zapisuję, załatwiam, pakuję. A potem pojadę do domu, klamka zapadnie i dopiero wtedy się doszczętnie załamię.

Ktoś może powie, że niewielka to tragedia.

WIELKA.

I chcę żeby już był 3 luty.

hormiguita
19 grudnia 2004
oj, jak ja cie dobrze rozumiem. moja zona wyjechala wlasnie na Swieta. rozstalysmy sie tylko na 11 dni, a ja bucze jak glupia. tez nie lubimy sie rozstawac nawet do pracy. ale bedzie ok. minie nawet sie nie obejrzysz. kiedys musialysmy sie z Myszka rozstac na 6 tyg. koszmar, ale przezylysmy i jeszcze bardziej sie kochamy. a za granica bedzie Wam lepiej niz w tym parszywym kraju. jedzcie, zanjdziecie prace i nei bedziecie sie musialy martwic o buty na zime. 90% naszych znajomych wyjechalo i jest i tam dobrze. trzymaj sie mocno i nie daj sie!!! wierze ze wszystko sie uda.
18 grudnia 2004
będzie dobrze... musi być... niektórzy się rozstają i na półroku, rok... są telefony, maile - ona nie będzie n pustyni :* doskonale Cię rozumiem, bo ja też na coś bardzio bardzio mocno czekam! będzie dobrze!
edyta
15 grudnia 2004
bardzo WIELKA...lae wiesz, że się uda...tzn nie, teraz tego nie wiesz. 3 lutego pomyslisz sobie \"ale byłam glupia ze tak sie bałam\", a ja sie chyba gorzej boję, ale Bóg, Żcie...los, ptrzypadek, czy jak go tam zwał, nie może pozwolić aby dobrzy ludzie cierpieli a źli pławili sie w rozrywkach doczensych...NIE moze tak byc:...jestesmy dobre osoby, dobrzy ludzie i to nie jest brak skromności, że tak mówie. Bedzie dobrze Aguś, dotrwaj do 3 lutego.
berenicca
13 grudnia 2004
ciiii.... dobrze będzie szybko Ci minie ten czas ale rozumiem - też się przywiązuję bardzo, za bardzo.

Dodaj komentarz