Najnowsze wpisy, strona 27


Siiipianie. Mocno. Mocno. Na całego.
Autor: mruczanka
18 stycznia 2004, 18:25

Mam coś ulubionego teraz. Szczególnie ulubionego. Ulubione są noce, dlatego chcę żeby już szybko, szybko była noc. I żeby trwała długo, dłuuuuugo.

Trala-la-la-laaaa.

Tram-tam-tam-tam.

Chciałam tu jakiś wierszyk ci wpisać Kochanie, ale żaden nie jest wystarczająco miodowy, a tylko taki by się nadawał na tą okazję.

P. S. Pozdrowienia dla W. i E. Dzięęęęękuję za ciepło.

 

Bez tytułu
Autor: mruczanka
16 stycznia 2004, 01:35

Dzisiaj zarzuciłam Żonie że za mało ze mnie korzysta. Powinna brać mnie więcej. Jestem dla niej i przecież sama się pcham w ręce. Ale ona zamknęła się na świat i tak po prostu staram sie chodzić na palcach, żeby nie szkodzic, żeby nie stresowac, nie kazać niczego. Ale to wcale nie tak łatwo. Ona się częściej zamyśla. A ja sobie siadam obok cichutko.

Ile jest mnie w Niej?

Ile jest Jej we mnie ?

nie wiemy. nie wiemy. Myslę, że nikt ..znaczy się nikt kto nie chciałby być okrutny, nie bedzie chciał przekonać się o tym, poddajac Nas doświadczeniu...rozdzieleniu.

Nas nie można rozdzielić. Chciałabym zrobić taki wielki napis, taki na cały wszechświat. "Nas nie wolno( te słowa podkreślone) rozdzielić Panie Boże".

Wzięłam urlop od 11 do 20-stego lutego.

Ten szpital jest taki wyjątkowo nieporządny, taki wyjątkowo przerażający,..bałagan, ....Chciałabym móc 100 lat testowac lekarza, a potem gdyby nie popełnił ani 0.000000000000000000000000000000000001 pomyłki mogłabym się ewentualnie zastanowic, czy może dotknąć mojej Żonki.

To ona ma operację.

Jestem żenująco skupiona na sobie.

Kogo obochodzi mój strach?

 

ACH, ZAPOMNIAŁAM JESZCZE JEDNO DODAC... KOCHAM CIĘ KOCHANIE. KOCHAM CIĘ KOCHANIE. KOCHAM CIĘ. KOCHAM. KOCHAM. KOCHAM MAŁA CHUDZIUŚKA LALECZKO, KRÓLEWNO, MISIUNIU, NAJDROŻEJSZE SERDUSZKO JEDYNE.

 

 

Chwilowo nieczynne
Autor: mruczanka
14 stycznia 2004, 17:54

Operacja 13-stego lutego w piatek.

Wybaczcie chwilową nieobecność tu.

 

No reason
Autor: mruczanka
11 stycznia 2004, 23:23

Zbieram się do pisania tej notki i zbieram...

Jutro rano, zaraz po pracy idę do ginekologa, a Żonka biegnie do onkologa, załatwic termin na operację....Zobaczymy się dopiero po południu. Dziś rozstałysmy się o 9.00 rano, bo Misia poszła do pracy..A zanim wróciła, ja wyszłam na nocny dyżur.

Miłość to irracjonalne zjawisko.

Nie ma początku i końca. Spotykasz osobę, która jest Ci przeznaczona i odkrywasz, że kochasz ją już od dawna....

Czy śmierć fizyczna oznacza dla Was koniec miłości?

Kazałam Misi przysięgać, że nigdy mnie nie opuści... Po 5 latach małżeństwa, w środku nocy zaczęłam powtarzać to w kółko, az się popłakałam"Obiecaj, obiecaj"....

Bo mimo, że nasze uczucie jest w każdej kropelce krwi, że niemozliwością jest abyśmy chciały zyć bez siebie, mimo że zżywamy się i poznajemy siebie każdego dnia coraz mocniej..mimo, że żyjemy niby jedno, otóż wiecie, taki złośliwy guz może chcieć przerwać to wszystko.

A ja nie chcę o tym słyszeć.

Żona obiecała mi, że nie opuści.

To znaczy, że nie opuści.

Guz może się wypchać.

 

aLL aBOUT
Autor: mruczanka
10 stycznia 2004, 16:25

Życie jest do d...

Bez tytułu
Autor: mruczanka
08 stycznia 2004, 17:32

Powiedzcie coś miłego lub coś śmiesznego..no cos...

Ja nie mam o czym pisac..

Jak już pisałam dziś w listach-stałam się stateczną matroną:)

Zwyczajny dzień
Autor: mruczanka
06 stycznia 2004, 18:13

Dzisiaj kupię Misi pluszaka. Za to że jest taka choreńka i to ja ją zaraziłam.

Wczoraj wymyśliłyśmy nowy sposób całowania się  na okoliczność ze mamy anginę. Po eskimosku. Noskami:))

I nic ponadto nie mam do powiedzenie bo mi się długa notka przed chwilą skasowała wrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr!!!!!

Nudna jestem, wiem.

Ale szczęśliwa.

Tylko martwię się o Misię..Dziś pierwszy raz, okąd mieszkamy razem nie odprowadziła mnie do drzwi.....Spod kołdry słyszałam cieniutki głosik z zapytaniem czy sobie sama zamknę drzwi i czy mi przykro nie będzie...Dobre sobie...Martwię się o jej zdrowie...W tym miesiącu przejdzie powazną operację i nie powinna osłabiać oraganizmu jakimiś infekcjami..

Do jasnej cholery, mógłby się ten mróz skończyć w końcu tu panoszyć !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Licznik
Autor: mruczanka
04 stycznia 2004, 16:18

Po paru godzinach grzebiania w internecie, ( zawróciłam tez głowę Muszelce ) w koncu załozyłam sobie licznik. Jako ze mi nie wychodziło przez tyle godzin w końcu wstawiłam pierwszy lepszy i oczywiście wyszły na jaw po raz setny moje wiejskie upodobania do różu i serduszek..:)))) Niestety nie umiem teraz zmienić go na inny..A więc mam różowy licznik

Jasne że można bardziej pozytecznie spedzać niedzielę..Wiem, że sa wznioślejsze zajęcia..:) Ale ja mam dzisiaj TAKI WŁAŚNIE DZIEŃ i już.

Dzwoniłam do Żonki, która tak jak ja ma niedzielny dyżur w pracy.. Ledwo mówi, tak ma obolałe gardełko. Zapowiedziałam Jej że jutro lezy w łóżku i ani kawałka skarpety nie chcę widzieć spod kołdry! Ma leżeć i się  nie ruszać. Moja kolej na bycie pielęgniarką. Choć sama ledwo stoję na nogach...

Ale jestem już stara... To tak poza tematem.. Pierwszy raz w zyciu nie robię noworocznych postanowień.. Po co? Trzeba żyć każdym dniem i tyle.

Mam takie jedno marzonko za to... Żeby pojechać z Żonką na narty... Ona świetnie jeździ i ..ja nigdy nie miałam nawet jednej narty na nodze, ale wiem że ona marzy o górach. Tylko skąd wziąść pieniadze?

 

aaaaaaaaaaaaaaaaaaa
Autor: mruczanka
04 stycznia 2004, 08:57

Czasem przychodzi tak właśnie dzień. Po nieprzespanej nocy. Bo Żona kichała. DOsłownie kichała całą noc! Tak starałam się zasnąć chocby na godzinkę..,..marzenie ściĘtej głowy.. Owszem, starałam sie. Bardzo. Być wyrozumiała. Masowałam plecki. Głaskałam. Podawałam chuteczki. Dzielnie znosiłam wszelkie szturchnięcia..Bo się obracała to w prawo to w lewo.

Czy jest jeszcze druga taka para zdechlaków? Ja mam jeszcze anginę. Zwolnienia z pracy nie brałam, bo i tak kazaliby mi przyjść. Misia natomiast Bóg jeden wie co złapała. Kicha, smarka i gardło ją lekko drapie. Ale zeby tak kichać 100000 razy??? Zasnęłam tuż przed 5 rano, a powinnam wstać o 5:15 żeby zdązyć do pracy..Oczywiście wstałam o 6.00..i zaczęłam wyć z żalu i niewyspania. Nieprzytomna jakoś się wybrałam i doczołgałam do przystanku, ale ŻADEN TRAMWAJ NIE JECHAŁ. Dziś było chyba z -50 stopni mrozu i twarz mi zamarzła. Musiałam lecieć do pracy na piechotę.

Teraz siedze, oczy mnie pieką. Szlag mnie trafia. Z Żonką nawet się nie pożegnałam, chociaż stała przy drzwiach z miną winowajcy.

Szlag by to trafił. Takie dni i noce.

Niech już będzie wieczór. Chcę do łóżka. SPAAAAAAAAAĆ!!!!

Styczeń...styczniowy..mroźny...nowy
Autor: mruczanka
02 stycznia 2004, 18:58

Muszelka ma rację..Dni płyną, nie da rady złapać każdej chwili. One sobie ulatują jak motylki. Kiedyś dostawałam białej goraczki, bo wciąż się zmagałam z czasem..Wciąż miałam pretensje do wieczności że sobie trwa niczym głaz i Bóg raczy wiedzieć dlaczego nie chce przechować dla nas, na nasze prywatne życzenie, tego wszystkiego co skrywa z lubością nasze serce.

Trudno zresztą coś pisać jak blogowisko nie działa..:))))Dla mnie pisanie w zeszycie jest bardzo bolesne..Ale tego raczej nikt nie zrozumie, więc Wam powiem, ze pisać mogę tylko na blogu, jeśli już w ogóle..A blogowisko było bardzo niewdzięczne w te święta !!

W sumie chciałam opisać Wam jak przeżyłam przed-sylwester-i po-sylwester..Było śmieszno-tragicznie, jak to zwykle u mnie....

Najpierw były zakupy. Deszcz lał jak cholera. Nie wiem jakim cudem wróciłyśmy z nowymi majtkami i stanikiem dla mnie..Wyszłyśmy po bluzki:)) Ale tym lepiej, bo to co nam zaoferował klub do którego się wybrałysmy-nie było warte włożenia nawet fartucha kuchennego..Ja tradycyjnie w Sylwestra łapię każy wirus który jest zainteresowany..Znaczy się zazwyczaj anginka mnie odwiedza.  W pracy byłam do 18.00, poetm sprint do domku. Potem ubieranie się na łapu-capu. Potem znowu sprint do klubu. Potem oczy jak pięć złotych:))) Ja się chyba postarzałam po prostu..Może gdybym była jakieś 10 lat młodsza, to by mi sie podobało wszędzie..Zwłaszcza hucząca dyskoteka.. Co to był za niezwykły zlot cudaków~!! Szok!!! Same wynalazki.. I jedna para dziewczyn, które zapoznałyśmy wczesniej tylko telefonicznie, ale to inna historia, za długoby opowiadać. Jednym słowem-najpierw porozbierałyśmy się do kreacji, ale po chwili wróciłysmy do szatni po swetry.

Ok. 22.00 był koncert Reni Jusis-jest naprawdę wspaniała. WSPANIAŁA. .. I po jednym piwku, w trakcie jednej z czarownych piosenek-nagle wśród tego wyjącego, wariackiego tłumu wszelkich wynalazków poczułyśmy że ten świat..że my do niego nie należymy. Oświeciło nas zresztą po raz milionowy w życiu. Że jesteśmy żonoseksualne. I wyrwałyśmy do domu..Na gapę tramwajem. Za ręce, smiejąc się, biegiem do naszego mieszkanka...Żeby być razem. Zrobiłyśmy sobie jedzonko. Ubrałyśmy piżamy...W zyciu nie miałam piękniejszego Sylwestra..W ramionkach Mojej Jedynej..

Cóż ponadto??

Angina sie rozwinęła, ale Zonuś jest po prostu święta. Biega z kanapkami, wszelkimi medykamentami, po prostu czarodziejka. I jeszcze parę rzeczy bym Wam napisała, ale lecę już bo mi przez ramię zaglądają, fuj!! Idę do domku. Do Żoni. Żoneczki. Żonusi. Misi. Pisi. Kochaneczki.Aniołeczka. Co robi tani-tani w skarpetusiach z rana. I ma super kogucika jak wstaje z łóżeczka. I tak dalej:)))