Muszelka ma rację..Dni płyną, nie da rady złapać każdej chwili. One sobie ulatują jak motylki. Kiedyś dostawałam białej goraczki, bo wciąż się zmagałam z czasem..Wciąż miałam pretensje do wieczności że sobie trwa niczym głaz i Bóg raczy wiedzieć dlaczego nie chce przechować dla nas, na nasze prywatne życzenie, tego wszystkiego co skrywa z lubością nasze serce.
Trudno zresztą coś pisać jak blogowisko nie działa..:))))Dla mnie pisanie w zeszycie jest bardzo bolesne..Ale tego raczej nikt nie zrozumie, więc Wam powiem, ze pisać mogę tylko na blogu, jeśli już w ogóle..A blogowisko było bardzo niewdzięczne w te święta !!
W sumie chciałam opisać Wam jak przeżyłam przed-sylwester-i po-sylwester..Było śmieszno-tragicznie, jak to zwykle u mnie....
Najpierw były zakupy. Deszcz lał jak cholera. Nie wiem jakim cudem wróciłyśmy z nowymi majtkami i stanikiem dla mnie..Wyszłyśmy po bluzki:)) Ale tym lepiej, bo to co nam zaoferował klub do którego się wybrałysmy-nie było warte włożenia nawet fartucha kuchennego..Ja tradycyjnie w Sylwestra łapię każy wirus który jest zainteresowany..Znaczy się zazwyczaj anginka mnie odwiedza. W pracy byłam do 18.00, poetm sprint do domku. Potem ubieranie się na łapu-capu. Potem znowu sprint do klubu. Potem oczy jak pięć złotych:))) Ja się chyba postarzałam po prostu..Może gdybym była jakieś 10 lat młodsza, to by mi sie podobało wszędzie..Zwłaszcza hucząca dyskoteka.. Co to był za niezwykły zlot cudaków~!! Szok!!! Same wynalazki.. I jedna para dziewczyn, które zapoznałyśmy wczesniej tylko telefonicznie, ale to inna historia, za długoby opowiadać. Jednym słowem-najpierw porozbierałyśmy się do kreacji, ale po chwili wróciłysmy do szatni po swetry.
Ok. 22.00 był koncert Reni Jusis-jest naprawdę wspaniała. WSPANIAŁA. .. I po jednym piwku, w trakcie jednej z czarownych piosenek-nagle wśród tego wyjącego, wariackiego tłumu wszelkich wynalazków poczułyśmy że ten świat..że my do niego nie należymy. Oświeciło nas zresztą po raz milionowy w życiu. Że jesteśmy żonoseksualne. I wyrwałyśmy do domu..Na gapę tramwajem. Za ręce, smiejąc się, biegiem do naszego mieszkanka...Żeby być razem. Zrobiłyśmy sobie jedzonko. Ubrałyśmy piżamy...W zyciu nie miałam piękniejszego Sylwestra..W ramionkach Mojej Jedynej..
Cóż ponadto??
Angina sie rozwinęła, ale Zonuś jest po prostu święta. Biega z kanapkami, wszelkimi medykamentami, po prostu czarodziejka. I jeszcze parę rzeczy bym Wam napisała, ale lecę już bo mi przez ramię zaglądają, fuj!! Idę do domku. Do Żoni. Żoneczki. Żonusi. Misi. Pisi. Kochaneczki.Aniołeczka. Co robi tani-tani w skarpetusiach z rana. I ma super kogucika jak wstaje z łóżeczka. I tak dalej:)))