No reason
11 stycznia 2004, 23:23
Zbieram się do pisania tej notki i zbieram...
Jutro rano, zaraz po pracy idę do ginekologa, a Żonka biegnie do onkologa, załatwic termin na operację....Zobaczymy się dopiero po południu. Dziś rozstałysmy się o 9.00 rano, bo Misia poszła do pracy..A zanim wróciła, ja wyszłam na nocny dyżur.
Miłość to irracjonalne zjawisko.
Nie ma początku i końca. Spotykasz osobę, która jest Ci przeznaczona i odkrywasz, że kochasz ją już od dawna....
Czy śmierć fizyczna oznacza dla Was koniec miłości?
Kazałam Misi przysięgać, że nigdy mnie nie opuści... Po 5 latach małżeństwa, w środku nocy zaczęłam powtarzać to w kółko, az się popłakałam"Obiecaj, obiecaj"....
Bo mimo, że nasze uczucie jest w każdej kropelce krwi, że niemozliwością jest abyśmy chciały zyć bez siebie, mimo że zżywamy się i poznajemy siebie każdego dnia coraz mocniej..mimo, że żyjemy niby jedno, otóż wiecie, taki złośliwy guz może chcieć przerwać to wszystko.
A ja nie chcę o tym słyszeć.
Żona obiecała mi, że nie opuści.
To znaczy, że nie opuści.
Guz może się wypchać.
Dodaj komentarz