Najnowsze wpisy, strona 18


Bez tytułu
Autor: mruczanka
31 stycznia 2005, 13:20

Jestem w totalnej panice. Mam koszmary, że nic nie potrafię powiedzieć po angielsku. Zresztą, to jest prawda, bo mam takie zaćmienia mózgu, że i na jawie nie mogę..Ani po angielsku, ani po polsku. Dobrze, że Żona ma więcej oleju w głowie. No i tylko dzięki temu, że ona też-ja wsiąde do samolotu. Totalna ze mnie dzikuska. Najlepiej to do lasu, ogień krzesać kamyczkami i w szałasie mieszkać.

Bez tytułu
Autor: mruczanka
14 stycznia 2005, 10:32

Aimee i Jaguar-piękne. Chciałam polecić, ale nie było jak. W sumie, kto chciał, to obejrzał. Znaczy się, kto szuka takich historii-znajduje.

Dzień w dzień kuję angielski. English words all the time. No i odezwała się jedna firma! Zauważyli mnie. Nie mogę wyjść z szoku. Mruczanka w malutkim miasteczku, na rozklekotanym komputerku wysłała mnóstwo podań i gdzieś tam ją zauważyli...Moje nędzne cv in english. Wierzę w cuda.

Życie bez Żony.

Kocham Cię nad życie-Moja Malutka Śliczna Bułeczko.

Bez tytułu
Autor: mruczanka
21 grudnia 2004, 16:26

Ach..nadeszła ta chwila..do świąt już chyba nie będę miała okazji wejść na blogowisko...więc już dziś życzę Wam Świąt takich, jakie tylko chcecie...znaczy się, żeby był to czas błogi, a nie stresujący (no chyba, że ktoś chce trochę stresu:). No i to tyle..A może jeszcze zdrowia. Życzy Wam tego Wasz zdechlak-Mruczanka..Żeby nie było tak smutaskowo, dodam, że zyczę z całego serca i dodam parę uścisków. No uśmiech dookoła głowy. Bo radości też Wam życzę.

Bez tytułu
Autor: mruczanka
21 grudnia 2004, 16:02

Ze szkolenia w rozstawaniu się z Żoną pała. Albo jeszcze gorzej. Jutro nasze ostatnie popołudnie. Już mi się ręce trzęsą. Przed chwilą pojechała do pracy na drugą zmianę a ja biegłam za tramwajem. Owszem dorosłe jesteśmy. Owszem.... Poza blogiem to się prawie nie skarżę. Nikt nic o tym nie wie, jak mi kamień przygniata serce. Tylko tu na blogu parę słów, bo w końcu się uduszę z rozpaczy. Gdyby to był inny czas..to znaczy nie Boże Narodzenie. A przy okazji-urodziny Żony no i nasza rocznica. Szósta. Cały czas myślę intensywnie czego by tu się nałykać, żeby z godnością, bez scen przetrwać ten czas.

Jestem jak zwykle chora. Cały weekend zdychałam. Zapalenie zatok. Nawet całować Żonki nie mogę jak należy. Ta cholerna szkoła mogłaby już dać dzieciom i nauczycielom wolne od środy! Przyłączam się do protestu gimnazjalistów! W nasz ostatni dzień razem Żonka musi odbębnić cztery lekcje w szkole. Tylko stanąć i wyć.

Moi Kochani, co niektórzy z Was, bardzo poczciwe osóbki mają mój numer telefonu. Otóż ja rezygnuję z polskiej komórki. Będę jej używać do końca stycznia, potem numer zmieni właściciela. Ja przejdę na jakiś irlandzki Meteor. Edytka, Ty oczywiście będziesz moim łącznikiem z krajem, pliz! Nie odmawiaj, czuję się i tak jakbym jechała na inną planetę i wszyscy o mnie zapomną. Obiecuję nie nękać Cię zbyt często. Słowo harcerki.

Ciekawa jestem, kto będzie mieszkał w naszym dotychczasowym mieszkaniu...My byłyśmy w nim szcześliwe.

Bez tytułu
Autor: mruczanka
13 grudnia 2004, 16:51

Niech się za mnie ktoś pomodli, żebym przeżyła do 3-go lutego. Dopóki nie wyląduję na tamtejszym lotnisku nie wyjdę chyba ze stanu w który wpadłam. Nie mogę się uspokoić. Całe życie marzę o tym by być rozważną, opanowaną i spokojna, a jestem tylko rozdygotaną płaczką.

Dni płyną za szybko, cholernie czasu mało na rzeczy ważne. A bo tak, bo tak to będzie-spędzimy z Żoną osobno ponad miesiąc. Stara jestem, stara i głupia, bo się do tej pory nie nauczyłam z Nią roztsawać na dłużej niż parę godzin. A rozstać się musimy,...mieszkanie we Wrocławiu zdajemy, pakujemy rzeczy, które trzeba przewieźćdo rodziców. A na końcu przewieziemy na przechowanie siebie. Ja do swoich, ona do swoich. Proste, logiczne, okropne.

Niby się pakuję, tyle tego, a starałam się nie gromadzić...Pod znakiem zapytania stoi jak przewieziemy nasze łóżeczko? Rzeczy najbardziej intymne, około tysiąca listów, zdjęć, pamiętników-ile nie wiem, dużo, całe pudło, kartki, i takie tam-Nasze, Najdroższe, Osobiste-zostaną zapakowane i zaklejone w oczekiwaniu na Wspólne Mieszkanko-kiedyś...Nie zniosłabym też, żeby ktoś używał naszych talerzy, ściereczek..A tak, głupia jestem, sentymentalna. Nienawidzę zmian, chaosu.

Mam kłopoty ze snem, kręce się i nagle wydaje nmi się, że pojadę do tej Irlandii- i nie bedąmnie nigdzie chcieli, że po tygodniu będziemy z Żonążebrać na ulicy. No dobra, przesadzam. Pracę będęzałatwiać po Nowym Roku, przed wyjazdem...Ale ja w siebie nie wierzę wcale.

Teraz tonę w rachunkach, koniec roku w końcu..Prognozy, dopłaty. Do tego bank, fundusz, telefon. Trzeba adresy pozmieniać, wydać dyspozycje. A mi się wyć chce. Pokoik coraz bardziej pustoszeje. Jutro zabieram się za kuchnię. Bądź tu opanowana, jak się trzeba z życiem dotychczasowym żeganć, jak każda rzecz mówi, woła... Każda miseczka, łyżeczka..

Styczeń bez Żony. Paranoja.

Na razie sobie nie pozwalam na to, by stanąć w miejscu. Usiedzieć nie mogę, wstaję, biegam, zapisuję, załatwiam, pakuję. A potem pojadę do domu, klamka zapadnie i dopiero wtedy się doszczętnie załamię.

Ktoś może powie, że niewielka to tragedia.

WIELKA.

I chcę żeby już był 3 luty.

Bez tytułu
Autor: mruczanka
01 grudnia 2004, 11:08

No i się zrobił grudzień. Niedługo Mikołaj. Nie mogę wydobyć od Myszki co by chciała. Powtarza, że chce tylko, żeby ją po plecach podrapać. Zaraz muszę biec do sklepu i wyczarować coś na obiad. Przyszłam do kafejki  skopiować trochę ważnych informacji-o ubezpieczeniach, umowach, bankach w Irlandii. Takie tam. Lubię być przygotowana, choć i tak mnie to nie uspokaja. Dziś mi się śniło, że zaatakowały mnie jadowite wężę. Brr. I ktoś wspaniałomyślnie uruchomił alarm pod naszymi oknami ok. 4 nad ranem. Po południu jadę do rodziców. Czar PKP. Półtoragodzinny pobyt w "przytulnym" przedziale dziś i jutro znowu-powrót do Wro. A pomiędzy, dla podniesienia nastroju-wizyta w urzędzie pracy. Panie są tam takie miłe...aż jestem wzruszona...Cieszą się na widok każdego petenta, jak na widok węża jadowitego. Oj nie opuszczałabym ja nigdy tego kraju Edytko. Bo mi tu klimat bardzo odpowiada. I las za domem u dziadków. I lipa na podwórku u rodziców. I to, że zawsze jakiś kot się pląta po podwórku... i tak dalej. Ale tym sposobem, że się tak zawzięłyśmy z Żoną, że damy radę tu żyć, doszłyśmy tylko do etapu, gdy nie stać nas na kupienie sobie butów na zimę. Coś tu nie tak. Żona tyrała na studiach. Za to Jej przysługuje ustawowe 790 zł. I długo by jeszcze o tym mówić.

Trzeba popróbować.

Trzeba zarobić na starość, żeby mieć za co opłacić leczenie starczych dolegliwości :)

Ej tam, marudzę cholera. Trzeba się do roboty wziąść. Jakiś sosik może...hmm..zupę mam z wczoraj. Zupa pt. wrzuciałam tam do garnka com miała. W sumie smacznie wyszło.

Buziaki

Bez tytułu
Autor: mruczanka
30 listopada 2004, 13:09

Dzis mialam napisac cos wiecej. I bardzo chce i jak zwykle nie moge. Nie wiem kiedy mój blogowy pamietnik znów bedzie dla mnie dostepny o kazdej porze dnia.... Zycie sobie plynie, raz na wozie raz pod wozem, czlowiek kazdego dnia szuka iskierek, zeby sobie w duszy rozniecic plomien, bo przcienosci losu niby wicher prawie zdmuchuja go, prawie...

Wedlug wszelkich znaków na niebie i ziemi z dniem 2 lutego 2005 opuscimy z Zoneczka ten kraj. Juz mamy szykowane gniazdko. Adres na razie ogólny, bo nie chce zapeszac-mianowicie Dublin. Pokój juz czeka, mój mlodszy brat w ostatni weekend rozmawial z wlascicielem. Ponoc domeczek jak na wsi, zielone podwórko, rozlozyste drzewo...

Teraz zmagamy sie z organizacja wyjazdu. Wydajemy na siebie tyle co nic. Jak zwykle zreszta. Musimy w jakis magiczny sposób wyczarowac pieniadze.

Boze! Ja i samolot!

Oczywiscie latwiej jechac, bo braciszek tam mieszka juz od wrzesnia. Nawet dwa rowery dla nas ma.... Ja i Zona, wzdluz wybrzeza...spacerek...wycieczka rowerowa. Tak sobie marze i grzyb na scianie traci moc dolowania. No.. a poza tym jest jednym z argumentów. Dziekuje Edyciu za sposoby na walke z grzybem, ale teraz on jest jak najbardziej pozadany.. Bedziemy z Zona negocjowac obnizke ceny za wynajem... Mam nadzieje, ze grzyb urosnie ogromny do czwartku. Wtedy godzina zero. Jak nam Pan Witek nie obnizy... Ech,... Zona juz sie wprawia w mowach. A ja to sie bede musiala gdzies schowac, bo jak Ona z nim rozmawia, to ja po prostu dostaje glupawicy pospolitej. Posikac sie mozna. Talencik kabaretowy, nie ma co.

Duzo jeszcze chcialabym powiedziec. Rebeliantko Kochana, po tym jak mi sie szablon spsul, to potem w linkach jakos Cie pominelam, ale nie w pamieci i sercu. Edytka, uwazaj na gardlo. Caluje wszystkich-Fanaberko, Secret-nie zapomnijcie o mnie. Pszczola, bzyknij czasem jakiegos sygnalka..

No oczywiscie, ze sie nie zegnam jeszcze, tylko tak na razie..

A w ogóle, to lece do domu, do Dziewczyny Mych Szkolnych Lat i  Na Cale Zycie. Panciuni Mojej.

Bez tytułu
Autor: mruczanka
15 listopada 2004, 19:10

Te cztery dni krótkie dni weekendowe trochę mnie wyleczyły z frustracji, która przebijała z ostatniej notki. No tak już mam. Trochę ciepła, trochę głaskania i trudno mnie poznać. Z marudy zmieniam się w człowieka. hi-hi.

A dziś powrót do rzeczywistości. Rano budzik....ech..a spałyśmy sobie do 10-11:00 więc o godzinie 8:00 to prawie, że noc dla nas. W sumie to dla mnie przynajmniej nie tak najgorzej, bo mi się "Moda na sukces" śniła. Szok! Obudziłam się z wdzięcznością.

Wiecie, że mandarynki pachną w zależności od pory roku-albo obietnicą skrytą w gorącym uścisku lata, albo tajemnicą bożonarodzeniowych cudów. Obierając Żonie mandarynkę do porannej porcji płatków miałam wrażenie, że zimne listopadowe powietrze pachnie śniegiem...U nas w mieszkaniu można dobrze poczuć ten uroczy powiew, bo nie mamy ogrzewania(nie licząc rozklekotanego grzejnika, co pożera małą elektrownię prądu, a ciepła daje tyle, że trudo ocenić czy w ogóle działa). W zasadzie nie lubię czekać-z wyjątkiem listopadowo-grudniowego czekania na święta.To dla mnie najlepsza ich część.Czekam sobie z tajemniczą miną i wszystko mnie cieszy. Zwłaszcza możliwość wąchania różnorodnych zapachów. Jestem wąchacz. A przed Bożym Narodzeniem dla wąchacza trwa raj.

Poza tym nasze mieszkanie zamieniło  się w norę. Na ścianie w pokoju rośnie grzyb. Ten grzyb psuje nastrój. Zabrałam się do niego w ten sposób, że po prostu go ignoruję. Pochłaniam kolejną powieść Ch. Dickensa i udaję, że za firanką i zasłoną pod parapetem nic nie ma.. Jestem kurewsko pedantyczna, potrafię prasować i składać godzinę skarpetki, natomiast ten grzyb to już za wiele. Nie mam pracy. Żona zarabia ustawowe szkolne 790 zł. Dorabia wieczorami tyrając w kretyńskim klubie. Ja natomiast specjalizuję się w robieniu obiadów za 1 zł. Poza tym tyję, starzeję się i staram nie zwariować. To chyba dość jak na biedną, schorowaną bidę? Tak. Ten grzyb...jeśli mi się uda, to postaram się o nim zapomnieć.

Zanim zapomnę-Jasna dziękuję za troskę. Do kafejki przyszłam w wielkim szaliku. Edytka-dziękuję za słowa wsparcia. Ty zawsze wiesz o co chodzi. I dzięki Tobie nie czuję się trędowata.

Wiecie, że małe szopy zasłaniają łapkami oczy jak się czegoś boją? Mały szop zupełnie nie wygląda na istostę realną. Raczej na zrobionego do bajki dla dzieci. Jest puchaty, malutki, okrągły i te łapki.... Teraz mówię do Żony, że jest Małym Szopikiem.

 

Bez tytułu
Autor: mruczanka
08 listopada 2004, 19:31

czas mija i to mi się nie podoba. duzo rzeczy mi się nie podoba, a przecież jestem stworzona do podziwiania, i do tego, żeby mi się dużo podobało. i staram się, starałam, ale co dzień ludzie ogółem udowadaniają, że podobać mi się nie ma co. może i pojedynczo każdy z nich dobry jest. ale ogółem na świecie jest marnie. cała sobie mogę być dobrą chęcią. Im smaczniej człowiek wygląda tym szybciej potwory go zjedzą. A teraz popyt na nieśmiałych jest. I na wrażliwych. i takich co się nie pchają w kolejce, ustąpią miejsca w tramwaju, przepuszczą w drzwiach,powiedzą "Dzień dobry"z uśmiechem, i tym podobne. Na takich jest popyt. Jak się takiego znajdzie, to się go zjada z kopytami na pierwsze śniadanie. Toteż muszę uważać, gdyż wielu sobie na mnie ostrzy zęby.

A propo nowego szablonu, to jest to szablon odpowiadający.Grupa motylków wokół głowy. I grupa wiekowa i sceneria. I pora roku. Przynajmniej z założenia wszystko tak jak by mi się chciało.

Bez tytułu
Autor: mruczanka
28 października 2004, 11:26

Mruczance popsuł się szablon. Naprawa za tydzień.