Bez tytułu


Autor: mruczanka
15 listopada 2004, 19:10

Te cztery dni krótkie dni weekendowe trochę mnie wyleczyły z frustracji, która przebijała z ostatniej notki. No tak już mam. Trochę ciepła, trochę głaskania i trudno mnie poznać. Z marudy zmieniam się w człowieka. hi-hi.

A dziś powrót do rzeczywistości. Rano budzik....ech..a spałyśmy sobie do 10-11:00 więc o godzinie 8:00 to prawie, że noc dla nas. W sumie to dla mnie przynajmniej nie tak najgorzej, bo mi się "Moda na sukces" śniła. Szok! Obudziłam się z wdzięcznością.

Wiecie, że mandarynki pachną w zależności od pory roku-albo obietnicą skrytą w gorącym uścisku lata, albo tajemnicą bożonarodzeniowych cudów. Obierając Żonie mandarynkę do porannej porcji płatków miałam wrażenie, że zimne listopadowe powietrze pachnie śniegiem...U nas w mieszkaniu można dobrze poczuć ten uroczy powiew, bo nie mamy ogrzewania(nie licząc rozklekotanego grzejnika, co pożera małą elektrownię prądu, a ciepła daje tyle, że trudo ocenić czy w ogóle działa). W zasadzie nie lubię czekać-z wyjątkiem listopadowo-grudniowego czekania na święta.To dla mnie najlepsza ich część.Czekam sobie z tajemniczą miną i wszystko mnie cieszy. Zwłaszcza możliwość wąchania różnorodnych zapachów. Jestem wąchacz. A przed Bożym Narodzeniem dla wąchacza trwa raj.

Poza tym nasze mieszkanie zamieniło  się w norę. Na ścianie w pokoju rośnie grzyb. Ten grzyb psuje nastrój. Zabrałam się do niego w ten sposób, że po prostu go ignoruję. Pochłaniam kolejną powieść Ch. Dickensa i udaję, że za firanką i zasłoną pod parapetem nic nie ma.. Jestem kurewsko pedantyczna, potrafię prasować i składać godzinę skarpetki, natomiast ten grzyb to już za wiele. Nie mam pracy. Żona zarabia ustawowe szkolne 790 zł. Dorabia wieczorami tyrając w kretyńskim klubie. Ja natomiast specjalizuję się w robieniu obiadów za 1 zł. Poza tym tyję, starzeję się i staram nie zwariować. To chyba dość jak na biedną, schorowaną bidę? Tak. Ten grzyb...jeśli mi się uda, to postaram się o nim zapomnieć.

Zanim zapomnę-Jasna dziękuję za troskę. Do kafejki przyszłam w wielkim szaliku. Edytka-dziękuję za słowa wsparcia. Ty zawsze wiesz o co chodzi. I dzięki Tobie nie czuję się trędowata.

Wiecie, że małe szopy zasłaniają łapkami oczy jak się czegoś boją? Mały szop zupełnie nie wygląda na istostę realną. Raczej na zrobionego do bajki dla dzieci. Jest puchaty, malutki, okrągły i te łapki.... Teraz mówię do Żony, że jest Małym Szopikiem.

 

E.
18 listopada 2004
Mruczusiu:) Nie denerwuj się, w moim mieszkaniu tez rosnie grzyb i co zimę walczy sie z nim w taki sposób, że się go drapie szpachelką, następnie chrapowata gąbeczką z odrobiną cifu wyciera sie zabrudzenie sycząc przy tej czynności \"zejdz brudasie\"...a następnie zmywa sie to szmatka i wodą, a następnie suszy surzarką do włosów:) Grzyb znika, a po jakims czasie...pojawia się, ale to nic:)...Aguś ja zwykle Wiem, jak cos nmie tak, ale bardzo chciałabym i pewnie nie tylko ja abys czuła się dobrze i nie miała tych parszywych myśli...kurczę popadam w banały, ale bardzo chciałabym aby sie Wam dobrze wiodło, bo bardzo Was lubię:)
15 listopada 2004
ten grzyb... to tylko ściana. miłych zapachów, Mruczanko.

Dodaj komentarz