Archiwum 21 lutego 2004


Zaćmienie
Autor: mruczanka
21 lutego 2004, 14:37

Od kilku już lat nie przeszłam częstej u mnie wcześniej fascynacji-a teraz totalnie mnie zaćmiło. I mam pozwolenie od Żonki, która  jest również zafascynowana. Głosem i "całokształtem" :) Ani Dąbrowskiej...Iv, zdaje mi się że Ty też, prawda?

Bez tytułu
Autor: mruczanka
21 lutego 2004, 12:26

Bardzo mnie stresuje, gdy po długiej nieobecności chcę streścić w pamiętniku to wszystko, co się wydarzyło, nie ujmując żadnemu wydarzeniu, żadnej ważnej chwili-piękna, magii i uroku.

A jako, ze życia nie da się schwytać w słowa, brzuch mnie boli.. Gapię się w ekran od paru godzin, zachłyśnięta, rozedrgana i nie mogę się zdecydować co pominąć, co opisać, jak zebrać-to, co istotne.

Te dni były piękne. To zdanie szumi mi w głowie i wzrusza. Były piękneee.

Co nie znaczy, ze radosne.

Były ciepłe, wypełnione bliskością, troską, mruczeniem przy uchu. Mniej było mówienia, więcej rozmów...Spojrzeniami, dotykaniem..rozmowy, rozmowy.Z odległości mniejszej niż na wyciagnięcie ręki. Jakbyśmy się zrosły.

Musiałam pilnować tego ciała, które cięto, szarpano, zszywano. Ciała blizszego mi niż moje własne. I tak nie umiałam zachować się z klasą..tzn. powstrzymac się od łez. Aż wstyd, bo przez trzy dni non-stop w domu ledwo na Nią spojrzałam-uciekałam do kuchni, albo cos

„poprawiałam” na dywanie..W szpitalu trzymałam się tylko w trakcie operacji, ale to dzieki temu, że byłam w szoku. Dostałam paraliżu. W głowie totalna histeria a ciało niby zmrożone i strużki potu.

Nikogo nie trzymali tak długo. Przed nami były dwie osoby-i u jednej pani wykryli złośliwego. A potem weszła Misia.

Najtrudniej mi było zgodzić się na pozostanie za zamkniętymi drzwiami sali operacyjnej. Na nie branie udziału. Część mnie samej musiałam oddać obcemu lekarzowi i ufać, że zwróci mi ją, nie robiąc krzywdy.

Żona była bardzo dzielna. To wspaniała dziewczyna. Niezwykła kobieta.

Śledziłam każdy ruch na smudze swiatła spod drzwi sali. Jakby te cienie były łacznikiem. W wyobrażni trzymałam Moją Laleczkę za rękę.

Wiecie co? Jestem okropna. OKROPNA. Operacja BYŁA KONIECZNA. Guz był DUŻY. GŁĘBOKO. A ja i tak, mimo ze z opowieści Żony-zarówno chirurg, jak i asystentki byli w porządku i bardzo starali się stworzyć luźną atmosferę-chciałabym ich zatłuc. ZATŁUC.

Bo nie mam na kim wyładować strachu, lęku, żalu. RUSZALI MOJĄ ŚWIETOSĆ. Rozebrali tę chudzinę, to najcieplejsze, najpiekniejsze, pachnące niebem ciało. Oglądali to, co nalezy do mnie. Ustroili w szpitalny fartuch, dotykali, INGEROWALI, cięli, szyli. Moją Pierś. Piersiątko. Ukochane. Uwielbione. Czczone. Strzeżone zazdrosnie.

Ratowali Jej życie.

Ja nic nie umiałam zrobić.

A jednak wepchali łapy w moją intymność. Aż mi słono w ustach było.

Pieprznieta jestem ?Nie wiem..nie wiem....

Ale gdy wyszła z sali operacyjnej-wszystko to ucieko z głowy, cały egoizm zniknął. Była tylko Ona. Ona. Co powie. Jak popatrzy. Co czuje.

Miała czerwony policzek i czerwone uszko. Była bardzo, bardzo biedna, obolała, w szoku.

Zabrałam ją do domu i próbowałam naprawić szkody. Przegnać wszystkie strachy. Nie dopuścić do większego bólu, zwątpienia, smutku.

Zrosłam się z Żonką.

Stałam się kurą domową i bardzo mi to odpowiadało. W ogóle-skakanie wokół Żony- to jest

to, co mnie najbardziej uszczęśliwia. Gdyby tylko była zdrowa..Mój Skarb.

Oczywiście lalunia nie byłaby soba, gdyby mnie nie wypchała na dwa ostatnie dni urlopu w odwiedziny do rodziców..Dawno ich nie widziałam, babci tez, a jak ich długo nie widzę, to dostaję doła. Przywiozłam od nich cztery torby sprzętu kuchennegoJ)) Filiżanki, talerze, tłuczki, deseczki, ubijaczkę, garnki. Teraz to dopiero będę się realizować w kuchni J)

Gdyby nie to, ze w środę będą wyniki z wycinka....Ale nie mogę o tym mysleć. Nie mogę.

 

Ale ja nie dam Mojej Żonie krzywdy zrobić. Poruszę Niebo i Ziemię. Wybiorę się do samego pana Boga.

 

 

Wczoraj wróciłam do Naszego Mieszkanka cała stęskniona i wygłodniała Żonki.

A dzis Moja Czarodziejka tak pieknie wyglądała nad kołderką, że przeklinam ten dzień-zmarnowany w pracy...Wolałabym masować stópki Mojej Pańciuni...

A Żona zawsze powtarza, że to ona jest pod moim pantoflem..Że jest psem, który waruje u moich stóp.

Boze, jak ja za Tobą tęsknie Mała Czekoladowa Chudzinko!!! Za księżycami Twoich oczu..Twój Blondas za Tobą piszczy....Pikunia..piiiiiiiiiiii-piiiiiiiiiiiiiiii!!!!